Przejdź do treści

„Kobiety olkuskiej konspiracji” – transkrypcja

Mateusz Radomski:

Dzień dobry, cześć i witam wszystkie słuchaczki i wszystkich słuchaczy tego podcastu, tej audycji. Jest ona realizowana w ramach projektu “Małe ojczyzny” organizowanego przez Centrum Archiwistyki Społecznej. Nazywam się Mateusz Radomski, pochodzę z Olkusza i realizuje właśnie swój pomysł na ten projekt. Dotyczy on bardzo ciekawego tematu, przez lata jak się wydaje zapomnianego, to znaczy kobiecej konspiracji w czasie II wojny światowej na terenie ziemi olkuskiej. Z racji tego że przedsięwzięcie dotyczy mojej małej ojczyzny przepraszam wszystkich tych, dla których wymienione tutaj miejscowości będą mniej znane, bądź w ogóle nic nie mówiące. Nie jest to jednak najważniejsze, ponieważ zdecydowanie istotniejsze jest to, że opowiadamy o tych, o których do tej pory raczej nie milczano uznając za mnie istotne. 

Podcast ten powstaje w szczególnie trudnym czasie. Ukraina mierzy się z rosyjską inwazją i nie da się ukryć, że w jakiś sposób temat niniejszego podcastu koresponduje z tym, co dzieje się właśnie na Ukrainie. Około 20% kobiet służy w siłach zbrojnych Ukrainy, a 80 lat wcześniej w Armii Krajowej służyło około 10% przedstawicielek tej płci. Wydarzenia za naszą wschodnią granicą można potraktować jako okazję do lepszego zrozumienia tego o czym będziemy tutaj mówić, czyli o kobiecym doświadczeniu wojny, o walce z okupantem, o trudach tej walki, o podejmowaniu często niejednoznacznych moralnie decyzji. I właśnie wojna, która toczy się za naszą wschodnią granicą, może być okazją do porównania tych paradoksalnie różnych, ale też podobnych doświadczeń, do czego was drogie słuchaczki, drodzy słuchacze zachęcam. W ramach tego projektu “Małe ojczyzny” przygotowałem wspólnie z redakcją Ośrodka KARTA tekst, który opowiada głosem samych uczestniczek o tytułowym temacie, czyli kobiecej konspiracji na ziemi olkuskiej w czasie II wojny światowej. Jest on dostępny między innymi na portalach Centrum Archiwistyki Społecznej. Dopełnieniem tego tekstu jest niniejszy podcast, niniejsza audycja, która pozwala spojrzeć na te zagadnienia z perspektywy badań przeprowadzonych przez historyków i pasjonatów lokalnych dziejów. Ta audycja, podcast dzieli się na cztery części. Na początku poznamy tło tytułowej kwestii, to znaczy wydarzenia II wojny światowej na ziemi olkuskiej, jak to się zaczęło, czym charakteryzowało, jak skończyła się wojna i spróbujemy dokonać bilansu tego okresu. Następnie najlepsi specjaliści od olkuskiej konspiracji odpowiedzą na grad pytań dotyczących olkuskich konspiratorek. Na koniec porozmawiamy sobie troszeczkę, jak wykorzystać przeszłości teraźniejszości – oczywiście w kontekście głównego tematu. Ponadto będziemy mogli usłyszeć wspomnienia działaczy podziemia zarówno te spisane, które przeczytam Marta Zwolińska, jak i te które, udało się nagrać. Serdecznie zapraszam. 

Część I

Pierwszym gościem nasz edycji, naszego podcastu będzie pan Jacek Sypień – historyk, regionalista z Olkusza, autor wielu artykułów popularnonaukowych i naukowych, redaktor naczelny półrocznika “Ilcusiana”.  Dzień dobry panie Jacku. 

Jacek Sypień:

Witam serdecznie.

Mateusz Radomski:

Z panem Jackiem tutaj chciałbym porozmawiać na taki temat wprowadzający nas w tematykę właśnie konspiracji na terenie ziemi olkuskiej. Mianowicie – jak ta wojna wyglądała na terenie ziemi olkuskiej, jak to się właściwie zaczęło panie Jacku.

Jacek Sypień:

Temat jest dość złożony bo oczywiście Olkusz nie był miejscem szczególnych walk. W czasie wojny obronnej 1939 r. Armia “Kraków” po prostu wycofała się tutaj bez walk. Epizodem militarnym z tego okresu to walka powietrzna, jaką stoczył porucznik Władysław Gnyś nad podolkuską wsią Żurada. Tam doszło do pierwszego zastrzelenia niemieckiego samolotu podczas II wojny światowej. Można też mówić o tym, że olkuszanie brali udział w wojnie obronnej w Batalionie Obrony Narodowej “Olkusz”, który wsławił się w bitwie pod Słomnikami. A potem przyszła noc okupacji i tutaj też powiat olkuski został podzielony granicą – ta zachodnia część powiatu z samym miastem Olkusz została włączona bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej co oczywiście wiązało się z pewnymi konsekwencjami: zamknięto szkoły średnie, odbyły się wkrótce zresztą aresztowania inteligencji olkuskiej i cały szereg obostrzeń. Okupanci zmienili nawet nazwę miasta na Ilkenau. Z kolei zachodnia część powiatu, z dzisiejszymi gminami Wolbrom, Trzyciąż, znalazła się w składzie Generalnego Gubernatorstwa, gdzie te represje oczywiście były silne, niemniej ta polityka pewnej germanizacji była troszeczkę słabsza. Zachowano część wcześniejszych instytucji, urzędów jak chociażby straż pożarną. Pozwolono działać niektórym organom administracji samorządowych.

Mateusz Radomski:

Czy były jakieś akty terroru wobec ludności polskiej czy nie tylko obywateli polskich na terenie ziemi olkuskiej w tym czasie?

Jacek Sypień:

Oczywiście tak, tych akcji było sporo tutaj można by troszeczkę rozróżnić takie akcje pacyfikacyjne, które miały miejsce na terenie całej ziemi olkuskiej, zarówno tej części przyłączonej do Rzeszy, jak i tej części, która znalazła się w składzie Generalnego Gubernatorstwa. Doszło do takich akcji pacyfikacyjnych. Na ogół nie wszystkie, ale część z nich była pewnym odwetem za działania zbrojnego podziemia. Taką akcją na chyba największą skalę była tak zwana “krwawa środa” w lipcu 1940 r. w Olkuszu, która była pewną kontynuacją represji, jakie nastąpiły po przypadkowym jak sądzimy zastrzeleniu przez włamywacza niemieckiego żandarma. Dzień po tym wydarzeniu tutaj w Olkuszu zostało rozstrzelanych 20-stu Polaków. Dzisiaj mamy ulicę 20-stu straconych i obeliski, które upamiętniają to tragiczne wydarzenie. Dwa tygodnie później Olkusz został obstawiony oddziałami wojsk niemieckiej żandarmerii. Wyleczono z domu wszystkich mężczyzn w wieku od 15 do prawie 60 lat. Zebrano w kilku miejscach, kilku plecach Olkusza i tam przez cały dzień byli poddawani szykaną, torturom, prześladowani, bici. To wydarzenie, które przeszło do historii pod mianem “krwawej środy”, rzeczywiście było chyba taką najbardziej pamiętaną akcją represyjną podczas okupacji. Zachowała się z tego bogata dokumentacja fotograficzna wykonywana przez Niemców, którzy brali udział w tym wydarzeniu. Kliszę jeden z oficerów niemieckich zaniósł do wywołania do zakładu fotograficznego w Olkuszu i właściciel tego zakładu z narażeniem życia wykonał jeszcze jedną serię odbitek, którą oczywiście schował. Po wojnie te zdjęcia ujawnił. One dokumentują działania niemieckie wtedy w czasie “krwawej środy”.  Jak widać zresztą z tych zdjęć szczególnym represjom byli poddawani olkuscy Żydzi, którzy wkrótce zostali wysiedleni i zamknięci w getcie.

Mateusz Radomski:

Właśnie chciałbym jeszcze dopytać o los olkuskich (i nie tylko) Żydów z całego powiatu Jaka była ich historia, jaki los ich spotkał?

Jacek Sypień:

Najkrócej można powiedzieć, że tragiczny bo przeżyło naprawdę niewielu. We wszystkich tych większych miejscowościach powiatu olkuskiego, a więc w Olkuszu, Wolbromiu czy Skale Żydzi byli przesiedlani. Zazwyczaj nie było grodzone – jak tam się dzisiaj kojarzy – getto warszawskie, niemniej w Olkuszu była brama wjazdowa i wyjazdowa z getta, choć samo getto nie było grodzone. Niemniej za jego opuszczenie groziła oczywiście śmierć. W olkuskim getcie – tak jak wspomniałeś – rzeczywiście poza żydowskimi mieszkańcami Olkusza przedwojennymi zgromadzono także Żydów przesiedlonych z innych miejscowości – głównie Zagłębia Dąbrowskiego. Koniec olkuskiego getta to czerwiec 1942 r., kiedy najpierw zgromadzono wszystkich Żydów, wypędzono ich z getta, zgromadzono na placu za dawnym gimnazjum, tam poddano selekcji. Część z nich wysłano do obozów pracy, a większość trafiła do nieukończonego budynku kasy chorych, czyli dzisiejszego starostwa powiatowego i tam od 13 do 15 – jeśli dobrze pamiętam – czerwca 1942 r. takimi marszami śmierci de facto byli prowadzeni na olkuski dworzec, skąd trafili do obozów zagłady. Niewielka naprawdę grupa olkuskich żydów przeżyła okres okupacji.

Mateusz Radomski:

A jak skończyła się wojna? Kiedy i jakie były okoliczności temu towarzyszące?

Jacek Sypień:

Zanim przejdziemy do zakończenia wojny to jeszcze chciałem poruszyć taki jeden wątek bo od tych tragicznych wydarzeń minęło przeszło 80 lat, tymczasem ta historia dalej ma wiele swoich białych kart. Jakiś czas temu chciałem przygotować artykuł pokazujący straty ludności cywilnej na terenie ziemi olkuskiej. Korzystałem z dotychczasowych opracowań, starałem się zrobić kwerendę i tutaj są spore rozbieżności – do dziś nie mamy pełnej listy ofiar mieszkańców podolkuskich miasteczek czy wsi, którzy byli represjonowani bądź zginęli podczas IIwojny światowej. Nie zawsze znamy okoliczności tych tragicznych wydarzeń. Jeśli chodzi o schyłek wojny to Niemcy przygotowywali tutaj taką linię obronną, która miała zatrzymać wojska radzieckie przed tą dawną granicą Niemiec i Polski a więc na Śląsku (nazywała się bodajże OKH – Stellung B1). I tutaj zmuszano ludność cywilną do tego, aby przygotowała umocnienia, budowała bunkry, wykonywała rowy przeciwczołgowe „Panzergraben”. I to trwało właściwie przez całe lato/jesień 1944 r. Jednak te działania na niewiele się właściwie zdały bo w styczniu 1945 r. bez większych walkę Olkusz został zajęty przez wojska radzieckie. Większe walki dopiero miały  miejsce na zachód od Olkusza, w miejscowości Sławków. Pamiątka tych walki, które tutaj toczyły się w styczniu 1945 r. jest cmentarz wojskowy, wojenny żołnierzy radzieckich, gdzie pochowane są szczątki żołnierzy ekshumowanych z grobów, które w czasie tej kampanii,  w czasie walki były wykonywane.

Mateusz Radomski:

Wspominał pan o tym, że jest jeszcze wiele białych plam do odkrycia. Tutaj podał pan przykład choćby strat ludności cywilnej, ale czy są jeszcze jakieś takie obszary, które należałoby zbadać, które by mógł pan wskazać jako te,którymi historycy czy regionaliści powinni się zająć.

Jacek Sypień:

Takich tematów na pewno jest wiele. Myślę, że też nie do końca zbadaną sprawą jest działalność “Uprawy”, czyli tej organizacji, która skupiała ziemian, która starała się pomóc ludności cywilnej, ale także wysiedlonym. Również nikt chyba do końca nie przypadał tej ludności, która tutaj po powstaniu warszawskim była przymusowo osiedlana na wioskach głównie powiatu olkuskiego i czasami włączała się zresztą w działania nielegalne, tak jak chociażby prof. Konopacki, który przed wojną uczył geografii w jednym z warszawskich liceów. Jesienią 1944 r. został przymusowo osiedlony tutaj w jednej z podolkuskich wsi i tam jeden z nauczycieli – ponieważ miało to miejsce na terenach włączonych do Generalnego Gubernatorstwa – załatwił mu legalną pracę w szkole powszechnej w jednej z wiosek. I on od razu zorganizował tam tajną klasę gimnazjalną, która po zakończeniu wojny w całości przeszła do reaktywowanego gimnazjum męskiego w Olkuszu,a sam profesor Konopacki rozpoczął tą pracę. Z takich mało zbadanych tematów to jeszcze olkuszanie na frontach II wojny światowej. Wiemy, że walczyli pod Monte Cassino, właściwie we wszystkich chyba działaniach zbrojnych, jakie miały miejsce w czasie wojny brali udział. Ale z racji na to, że przez wiele lat tą tematyka nie za bardzo można się zajmować, także często dowiadujemy się o nich dopiero teraz. Tak jak niedawno miałem okazję pisać o jedynym olkuszaninie, który był żołnierzem Batalionu “Commando”, który był sformowany w armii polskiej na Zachodzie.

Mateusz Radomski:

Bardzo panu dziękuję za te garści informacji, które na pewno pozwolą lepiej zrozumieć następne części, w których już będziemy rozmawiać z następnymi gośćmi o tym, jak ta konspiracja kobieca się kształtowała na terenie właśnie całego powiatu. Bardzo panu dziękuję.

Jacek Sypień:

Dziękuję za rozmowę.

Stanisława Paciej “Elżbieta”, mieszkanka wsi Kidów.

Wybuch wojny zastał mnie w domu rodzinnym. Popłoch ludności był okropny. Uciekali wszystkimi drogami: pieszo, rowerami, pozami ciągniony mi przez konie. Na wozach dzieci, do wozów powiązane bydło, a na twarzach strach. Uciekali nie zdając sobie sprawy z tego gdzie się schroni. Niejeden nie wrócił do domu. Samoloty niemieckie strzelały bezlitośnie. Ja z domu nie uciekałam. Powiedziałam sobie “dobrowolnie nie opuszczę domu swojego” i to hart ducha powstał. Nie mogłam przeżyć, że moja ojczyzna stała się hitlerowskim łupem. Po wieczorach siadałam z głową na dłoniach i mówiłam sobie “dajcie mi ręce siłę i ty głowo rozum, bym mogła brać czynny udział w walce o wolność”. Interesowałam się porzuconą bronią i amunicją, nosiłam ją a magazynem był mój własny siennik. W nocy konserwowałam broń cichutko i ostrożnie. Umiałam konserwować, miałam ukończone przysposobienie wojskowe w żeńskiej szkole rolniczej w Koziegłowach w 1938 r. Miałam kurs sanitarny, umiałam się obchodzić z maską przeciwgazową i dobrze rzucałam granatem.

Kidów, wrzesień 1939 r.

Część II

Mateusz Radomski:

Kolejnym gościem naszej audycji-podcastu dotyczącego kobiet olkuskiej konspiracji jest Cezary Brożek – historyk, prawnik, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej zajmujący się właśnie konspiracją na terenie ziemi olkuskiej. Dzień dobry, witam cię.

Cezary Brożek: 

Dzień dobry.

Mateusz Radomski:

Zaczniemy od początku. Jaka była specyfika konspiracji na tych ziemiach, ziemi olkuskiej, w tej części włączonej do Generalnego Gubernatorstwa?

Cezary Brożek: 

Konspirowanie na terenach wchodzących w skład Generalnego Gubernatorstwa w porównaniu z obszarami włączonymi do Trzeciej Rzeszy wykazywało pewną różnicę. Składało się na to kilka czynników, z których najważniejsze znaczenie miało nasilenie terenu Trzeciej Rzeszy organami bezpieczeństwa oraz ilość zamieszkującej dany regionu ludności niemieckiej. Teza ta znajduje częściowe odzwierciedlenie w omawianym obszarze. Wprawdzie porównanie niemieckich sił bezpieczeństwa wychodzi podobnie dla wschodniej i zachodniej części przedwojennego powiatu olkuskiego. Za to zupełnie inaczej wygląda kwestia ludności niemieckie. Już w 1939 r. co najmniej kilkuset mieszkańców Olkusza, Sławkowa, Ogrodzieńca zgłosiło chęć wpisu na niemiecką listę narodowościową. Do 1941 r. wszystkie urzędy gminne zostały obsadzone przez Niemców, a okupacyjne starostwo olkuskie podejmowało kroki celem ściągnięcia w rejon Olkusza jak największą ilość Niemców. Jako pewien symbol w tym zakresie można traktować przemianowanie nazwy samego miasta w czerwcu 1041 r. na “Ilkenau”. Bardzo trudno się konspiruje na obszarze, gdzie nie ma odpowiedniego zaplecza społecznego. Na wschodnim terenie olkuskiego w ogóle nie podejmowania kroków dotyczących celowego ściągnięcia Niemców. Tam niemal wszyscy pracownicy lokalnej administracji byli Polakami, co było nie do pomyślenia na obszarze włączonym do Trzeciej Rzeszy. Zresztą symptomatyczne, że jeżeli już partyzanci przekraczali granicę między Trzecią Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem na odcinku przebiegającym przez ziemią olkuską, to czynili to przechodząc właśnie z Rzeszy na teren olkuskiego na przykład w rejonie wsi Załęże i Domaniewice, a nie na odwrót. Natomiast schodząc konkretnie na grunt podziemia widzimy różnice między wschodnią a zachodnią częścią w proweniencji tego podziemia. Teren włączony do Generalnej Guberni był terenem wiejskim, ergo największe znaczenie w międzywojniu miały tutaj partie chłopskie. Przełożyło się to później na strukturę konspiracji, gdzie w zasadzie jedyną partią działającą w podziemiu było Stronnictwo Ludowe wraz ze swoimi oddziałami wojskowymi w postaci Batalionów Chłopskich. Zupełnie inaczej było na terenie włączonym do Trzeciej Rzeszy. Ilość zakładów przemysłowych i robotniczy charakter tej części olkuskiego sprawił, że spore znaczenie miała tam Polska Partia Socjalistyczna. W okresie konspiracyjnym przełożyło się to na silne wpływy PPS-WRN. Słowem – wschodnia część olkuskiego to Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie, zachodnia część to Armia Krajowa i Gwardia Ludowa “Wolność Równość Niepodległość”. Kontynuując wyjątkowo niestety w negatywnym aspekcie przebiegały losy AK na tym terenie, czyli wschodniej części olkuskiego. Mianowicie po stałym rozwoju od końca 1939 r. w 1942 r. doszło do niemal katastrofy. Mianowicie wskutek działalności jednego z konfidentów Armia Krajowa została niemal całkowicie rozbita: od szczebla dowództwa obwodu po komórki terenowe. Paradoksalnie zbiegło się to z rozwojem Batalionów Chłopskich, które przyciągały nic nie robiących członków AK bo sieci konspiracyjne się pozrywały – przeciągali do swoich struktur ludowców. W zasadzie dopiero pod koniec 1943 r., kiedy miało dojść do scalenia BCh z Armią Krajową, AK się na tym terenie reaktywowała. Lecz nigdy już w bieżącej działalności bojowej nie dorównała BCh. Warto wspomnieć, iż zupełnie inaczej wyglądało to w pozostałych dwóch obwodach inspektoratu miechowskiego AK, czyli w miechowskim obwodzie i pińczowskim obwodzie, gdzie działalność bojowa, czyli ilość akcji zbrojnych, intensywność akcji zbrojnych wykonywanych przez Armię Krajową i Bataliony Chłopskie były mniej więcej zrównoważone. Natomiast na terenie, o którym rozmawiamy nigdy już AK-owcom nie udało się dorównać bieżącej działalności zbrojnej Batalionów Chłopskich.

Michalina Ostachowska „Iskierka”, mieszkanka Sułoszowej

Każdy wierzył, że wojna się nie skończyła tylko zeszła do podziemia. Ponieważ powiększająca się sieć konspiracyjna potrzebowała zaplecza i oparcia w terenie, a wiele matek, sióstr i żon było już wtajemniczonych, więc żeby to zalegalizować, dać jednolitą formę organizacyjną i zaspokoić pragnienie wielu tysięcy kobiet wiejskich wzięcia aktywnego udziału w walce o wolność i przyszłość naszego narodu, został powołany Ludowy Związek Kobiety. 

Sułoszowa, początek 1942 r.

Mateusz Radomski:

A jak w takim układzie kształtowała się rola kobiet w tej konspiracji?

Cezary Brożek:

Rola kobiet w strukturach konspiracji byłam i sformalizowana i niesformalizowane,  to jest przebiegająca poza wszelkimi ramamisłużbowymi.  Jak chodzi ściśle o formalny aspekty to mamy kobiety działające w strukturach Armii Krajowej w ramach AK w strukturach Wojskowej Służby Kobiety. Mamy również kobiety działające poza Armią Krajową, to jest w ramach konspiracyjnego ruchu ludowego. Mam tutaj na myśli Ludowy Związek Kobiet i wewnątrz LZK gałąź pod nazwą “Zielony Krzyż”. Szefową wojskowej służby kobiet w olkuskiem była Halina Keferstein, pseudonim “Myszkowska”, inaczej “Myszka”, siostra właściciela majątku w Kalinówce na pograniczu powiatu olkuskiego i zawierciańskiego. Komórki WSK najprężniej działały w rejonie Żarnowca, gdzie kierowała nimi Maria Brzozowska “Mewa”, siostra właścicielki majątku w Udorzu. Prężnie funkcjonowały także w Wolbromiu i Wielmoży. W pewnej części opierały się one na rozrzuconych w terenie dworach zahaczając nieco organizację “Tarcza Uprawa”. Z kolei szefową LZK w obwodzie olkuskim była Wiktoria Kotnis, pseudonim “Jadwiga Rokita” z Wierzbicy, wsi z północnej części powiatu. Potem szefostwo sprawowała Michalina Ostachowska, pseudonim “Iskierka” ze Sułoszowej. Warto pamiętać, iż wspomniana Wiktoria wkrótce została szefową Ludowego Związku Kobiet i w całym okręgu kieleckim. Z kolei przewodniczącą “Zielonego Krzyża” była Zuzanna Mysz, pseudonim “Czajka” z Łobzowa, niedaleko Wolbromia. Komórki LZK i “Zielonego Krzyża” prężnie działały w północnej części obwodu, to jest we wioskach Chlina, Dzwonowice, Wierzbica, w środkowej części w Łobzowie i wreszcie na południu w rejonie Słuszby. Mimo różnych proweniencji konspiracyjnych zadania WSK i LZK były de facto zbliżone. To jest po pierwsze praca sanitarno-lekarska, dwa – praca kurierska, trzy – kwatermistrzostwo i wreszcie cztery, przy czym to co występowało w Armii Krajowej, a nie było tego w strukturach Batalionów Chłopskich, to jest praca kancelaryjna – po prostu kobiety w pełniły funkcję kancelista. W podziemnym ruchu ludowym raczej nie spotyka się kobiet działających poza LZK. To jest – jeżeli już kobiety były w konspiracyjnym ruchu ludowym to stawały się one niejako z automatu członkami Ludowego Związku Kobiet. Inaczej było, co ciekawe, w przypadku Armii Krajowej. Gro kobiet i dziewczyn wykonywało omówione wyżej zadania jako po prostu żołnierze Armii Krajowej a w WSK kompletnie ich nie odykał.  Same nawet często nie wiedziały o istnieniu wojskowej służby. Istotne, że z formalno-prawnego punktu widzenia była zasadnicza różnica między WSK a LZK. Mianowicie – Wojskowa Służba Kobiet była integralną częścią sił zbrojnych w kraju. W związku z tym każda z członkiń WSK była jednocześnie pełnoprawnym żołnierzem wojska polskiego o prawach i obowiązkach żołnierza wojska polskiego. Inaczej było w przypadku LZK, ponieważ organizacja ta funkcjonowała poza ramami wojska, a w ramach Polskiego Państwa Podziemnego to kobiety trudno uznać za żołnierzy armii krajowej, jakkolwiek niewątpliwie działały one w strukturach państwa polskiego. Natomiast trzeba powiedzieć, że bardzo duża rola kobiet przebiega w obszarach nie do końca sformalizowanych pod względem konspiracyjnym. Przede wszystkim trzeba mieć tutaj na myśli świadczoną przez kobiety nieocenioną, ogromną pomoc, nazwijmy to “opiekuńczo-zaopatrzeniową”. Mówiąc wprost, gdyby nie kobiety i dziewczyny partyzanci nie mieliby co jeść, gdzie spać i w czym chodzić. Proszę państwa Stefan Bożek Hubert, komendant Batalionów Chłopskich obwodu olkuskiego i członek dowództwa komendy obwodowej AK opowiadał mi, że jego matka, niezaprzysiężona w konspiracji, 40-letnia kobieta, 2-3 razy w tygodniu w swoim domu w Wierzbicy piekła po kilka bochenków 2-kilogramowego chleba. Okoliczność ta pokazuje, jaka ilość partyzantów, których wyżywiała się i którymi się opiekowała, przychodziła niejako przez jej ręce. Z kolei na przykład Balbina Gardeła z Wolbromia nosiła wiele znaczące przezwisko “Matka” nadane jej przez żołnierzy podziemia. A powód? Nagminnie nocowali tam i podlegali jej opiece przybysze z pobliskiego miechowskiego, uciekinierzy z Zagłębia Dąbrowskiego, uciekinierzy z innych terenów. Podobnych rodzin kobiet formalnie niezaprzysiężonych, a dających ogromny wkład w życie konspiracji, była masa. To one tworzyły tak zwany społeczne aspekt Polskiego Państwa Podziemnego i bez nich z pewnością żołnierzom trudniej byłoby przetrwać.

Stanisława Piega ze wsi Poręba Dzierżna

Ścigana grupa zziębniętych, przemoczonych partyzantów zatrzymała się w naszym domu, żeby pod dachem coś zjeść, wysuszyć przemoczone ubrania i przespać się. Gdy oni jeszcze spali, przybiegł ze wsi chłopak przesłany przez ówczesnego sołtysa Marka Świerczka, by uprzedzić nas że Niemcy jadą na rewizję i już są blisko. Nieubrani jeszcze partyzanci nie zdążyli uciec do lasu. Mąż mój ulokował ich w dobrze zamelinowanej piwnicy, wynosząc szybko ich ubrania i sprzęt. W ostatniej chwili zauważyłam, że w kuchni na krześle został pistolet. Chcąc go ukryć, wyszłam szybko do ustępu stojącego za domem. Posypała się za mną salwa z karabinu maszynowego. Na szczęście dobiegłam do ustępu. Pistolet rzuciłam w nieczystości, a sama usiadłam udając, że się załatwiam gdy dopadli mnie Niemcy. Wyciągnęli mnie stamtąd bijąc po głowie i pytając, gdzie są bandyty. Tymczasem druga grupa Niemców biła kolbami karabinów mojego męża, który stał na progu domu, żeby powiedział gdzie są partyzanci. Ubili go do nieprzytomności. Leżał mając głowę przewieszoną przez próg, a Niemcy deptali po nim swoimi butami wchodząc na rewizję. Przekopali cały dom, poszli na górę, do szopy, stodoły. Przewracali snopki słomy i wściekli, że nic nie znaleźli zaczęli się oddalać, ale za chwilę jeszcze dwóch z nich wróciło i pytają, gdzie jest córka, czy poszła razem z bandytami Zaczęli mnie znów bić. Upadłam na schodkach, poczułam jak przez mgłę oddalającym się Niemców. 

Poręba Dzierżna, listopad 1943 r.

Mateusz Radomski:

A jak wyglądała rola kobiet w oddziałach partyzanckich, bardziej związanych z taką czynną działalnością zbrojną?

Cezary Brożek:

We wschodniej części przedwojennego powiatu olkuskiego działało i to krótko zaledwie kilka oddziałów partyzanckich. Między innymi oddział Batalionów Chłopskich Stanisława Śnitki “Sowy” w rejonie Kroczyc, oddział AK Zygmunta Niebrzydowskiego “Henryka” w lasach pradelskich, oddział Bogdana Siudy “Wolta”. W składzie ani jednego z nich nie występowały kobiety. Przyczyny tego mogą być różne. Po pierwsze relatywnie krótki okres w ich działalności, po drugie oddziały te funkcjonowały w niezbyt dużej odległości od gospodarstw i zabudowań rolniczych, co oznaczało, iż w razie potrzeby sprawy wymagające ewentualnej pomocy kobiet były zostaw były załatwione wioskach. Na przykład oddział partyzancki “Henryka” przez pewien czas kwaterował w niewielkiej wsi Jasieniec w północnej części obwodu i tam na miejscu nawiązał spore i duże kontakty organizacyjne z okolicznymi członkiniami LZK. To można powiedzieć załatwiało sprawy zaopatrzeniowe tego oddziału.

Mateusz Radomski”

Jak myślisz, czy kobiety miały znaczący wpływ na przebieg zdarzeń związanych właśnie z działalnością konspiracyjną? Były istotnym elementem tej sieci? Według ciebie i w oczach swoich kolegów. 

Cezary Brożek:

Z pewnością w tych typowo organizacyjnych aspektach, czyli sanitariuszki, kurierki, kwatermistrzostwo, kancelaria, kobiety odgrywały pewną rolę, lecz nie były to zadania, które tylko i wyłącznie one mogły wykonać. Byli mężczyźni-lekarze i mężczyźni-kurierzy i mężczyźni-łącznicy itd. Natomiast jest pewien bardzo istotny aspekt społeczno-psychologiczny w obecności kobiet w konspiracji. Dawały one walczącym z bronią chłopakom pewną namiastkę normalności w tamtych nienormalnych czasach. Wprowadzały one do konspiracji, mówiąc wprost, pewną miłość, przyjaźnie, sympatię. Opowiem o pewnym przykładzie. Jestem w posiadaniu zdjęcia z opłatka konspiracyjnego z końca 1944 r. z uśmiechniętymi chłopakami i dziewczynach. I proszę sobie wyobrazić, że na odwrocie napisano “Pamiątka z brutalnych, a czasem radosnych dni okupacji”. Ten zapis pokazuje, jak istotne było znalezienie więzi i przyjaźni w chorych czas, gdzie jak powiedział mi jeden z żyjący jeszcze żołnierzy podziemia, nawet powietrze, którym się oddychało było chore.

Zuzanna Myszor „Czajka”, mieszkanka wsi Łobzów 

A gdyśmy się szkoliły, nasi chłopcy coraz częściej bili się z Niemcami. Zdobyte wiadomości, szczere chęci i zapał niestety bardzo rzadko miały swoje zastosowanie. Sanitariuszki nie występowały w akcjach bojowych naszych oddziałów Batalionów Chłopskich. Nikt nas do tego nie wzywał, a raczej wstrzymywano nas od takich działań, obiecując nam pole do popisu w ostatecznej rozgrywce z okupantem. Osobiście byłam zaledwie jeden raz w oddziale partyzanckim Batalionów Chłopskich. Komendant obwodu Batalionów, z którym od dłuższego czasu jeździłam często po terenie powiatu w sprawach organizacyjnych Ludowego Związku Kobiet i “Zielonego Krzyża”, obiecywał mi pokazać oddział partyzancki i nawiązać z nim współpracę na odcinku naszej służby. W pewien słoneczny dzień lutowy komendant podjechał sankami, swoją sławetną lalką, i niespodziewanie oznajmił, że jedziemy do grupy leśnej Batalionów Zygmunta Szenkera Niebrzydowskiego “Henryka”. Nie bardzo mogłyśmy sobie wyobrazić jak żyją nasi chłopcy w lesie w tak srogą zimę. Nie wiedziałyśmy także gdzie są, gdyż tych okolic nie znałam. Po pokonaniu ponad 20 km jednokonnymi saniami znaleźliśmy się w wiosce, zwanej wówczas stolicą partyzantów – Jasieńcu. Wioska licząca około 12 domów położona była pod lasem na pograniczu powiatu włoszczowskiego. Na skraju wioski zatrzymali nas wartownicy oddziału. Po podaniu hasła jeden z nich podprowadził nas do domu, w którym mieściło się dowództwo oddziału. W obszernej izbie zastaliśmy dowódcę “Henryka” oraz kilku innych partyzantów. Po wstępnej powitaniach i okrzykach radości “Henryk” zarządził przygotowanie dobrej kolacji dla uczczenia gości. Spodziewałyśmy się dostać jakąś grochówkę lub kaszę z wielkiego kotła – nieodzowne potrawy wojska. Tymczasem, kiedy rozmawialiśmy z “Henrykiem” i jego sztabem na tematy organizacyjne, plany współpracy “Zielonego Krzyża” z oddziałem, w izbie zaczęła się rozchodzić woń pieczonego mięsa i jakieś inne zapachy przedświąteczne. Okazało się, że chłopcy oprócz mięsa, wątróbki czy innych podrobów, przygotowali i piekli prawdziwe pączki dla podtrzymania tradycji ostatkowych oraz zapewne uczczenia gości rzadkich w oddziale. Chciałyśmy pomóc w przygotowaniu kolacji, a zwłaszcza w pieczeniu pączków, ale “Henryk” nie zgodził się, twierdząc, że jego ludzie doskonale to zrobią. 

Chlina, luty 1944 .

Mateusz Radomski:

Czy któraś z tych kobiet, które spotkałeś jako już starsze panie czy o których czytałeś, zarówno w literaturze przedmiotu czy w źródłach, wywarła na tobie jakieś szczególne wrażenie? 

Cezary Brożek:

Odpowiedź na to pytanie może być dwojaka. Z jednej strony trzeba powiedzieć o pewnej znakomitej grupie dziewczyn z rejonu Wierzbicy i Łobzowa, bardzo blisko związanych z chłopakami z oddziału specjalnego Batalionu Chłopskiego Edwarda Kaziora “Lota”. Te kobiety, te dziewczyny z chłopakami, mężczyznami tworzyły znakomity, zgrany zespół pewnych wybitnych osobistości jak chodzi o pewne podejście i wzajemnie na siebie liczenie, poświęcenie i działalność na rzecz i niesienia sobie pomocy nawzajem i działalność mówiąc wprost na rzecz niepodległości. Zresztą jako ciekawostka – część z tych chłopaków i dziewczyn potem wzięła po wojnie ślub i spędziła ze sobą resztę życia. Natomiast jak chodzi konkretnie o pewne nazwisko to niewątpliwie nie można zapomnieć o Marii Olszewskiej, pseudonim “Mira”, córce państwa Mianowskich, właścicieli majątku w Dębieńcu niedaleko Wolbromia. Dwór w Dębieńcu w czasie okupacji był wielką instytucja; miejscem kwaterowania komendy obwodu AK “Olkusz”, czasowo miejscem kwaterowania inspektora Miechowskiego i nieustannie przewijali się przez niego konspiratorzy. Był magazynem broni i  skrzynką kontaktową. Olszewska niestrudzenie pracowała jako kurierka i obsługiwała główną skrzynkę kontaktową komendy obwodu. Była to jedyna tak wysoko postawiona kobieta w strukturach olkuskiej konspiracji. Została w czerwcu 1943 r. aresztowana za działalność podziemną, przesłuchana w Miechowie bestialsko skatowana. Wybito jej oko, złamano rękę i zastrzelona po kilku dniach w lesie koło Chodowa, niedaleko Charsznicy.

Była to jedyna kobieta ze wschodniej części ziemi olkuskiej odznaczona Virtuti Militari.

Mateusz Radomski:

Bardzo ci z dziękuję za tę garść niezwykle ciekawych informacji, które zarysowują w bardzo obrazowy sposób, jak ta sytuacja konspiracji i koniet w tej konspiracji wyglądała. I tym samym przechodzimy do kolejnej części naszego podcastu. Za tę rozmowę bardzo ci dziękuję. 

Cezary Brożek:

Dziękuję bardzo.

Część III

Mateusz Radomski:

Teraz przyszedł czas na rozmowę z Konradem Kuligiem, regionalistą, historykiem, prawnikiem, prezesem Koła Olkusz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, autorem filmów dokumentalnych o tematyce konspiracji na ziemi olkuskiej, a także artykułów popularnonaukowych o tej samej tematyce. Dzień dobry Konradzie.

Konrad Kulig: 

Dzień dobry.

Mateusz Radomski:

Na początek chciałbym ciebie zapytać, jak kształtowała się konspiracja na terenie włączonym do Rzeszy. Dowiedzieliśmy się, jak to było na terenach Generalnego Gubernatorstwa, ale jak to wyglądało na terenie Niemiec?

Konrad Kulig: 

Poprowadzenie przez Niemców w 1939 r. przez przedwojenny powiat olkuski granicy między terenami wcielonymi do Trzeciej Rzeszy a Generalnym Gubernatorstwem doprowadziło do niecodziennej sytuacji. Otóż w strukturach Armii Krajowej funkcjonowały dwa obwody olkuskie: jeden na terenach wcielonych do Rzeszy, był to obwód kryptonim “Srebro”, a drugi w Generalnym Gubernatorstwie, kryptonim “Olga”. Trzeba przyznać, że każdy działalność konspiracyjna byłam śmiertelnie niebezpieczna, ale na ziemiach włączonych bezpośrednio do Rzeszy można powiedzieć było to niebezpieczeństwo do kwadratu. Tutaj była Rzesza, tutaj były Niemcy, po prostu Niemcy. I tutaj polscy mieszkańcy byli pozbawieni takich nawet pozorów odrębności jak “Polska”, policja granatowa czy banknoty, złotówki. Podczas rozmów ze świadkami historii z części powiatu olkuskiego włączonego bezpośrednio do Rzeszy zdarzało się, że tereny po drugiej stronie granicy mówili “Polska”. To pokazuje, jakie oni mieli odczucia i jak porównywali swoją sytuację do sytuacji mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa, mieszkańców po drugiej stronie granicy. No właśnie – “granica”. Jeśli chodzi o konspirację, to ta granica wyznaczała i warunki zadania podziemia niepodległościowego. Warunki były tym trudniejsze, że oprócz standardowego można powiedzieć nasycenia terenu “Srebro” niemieckimi formacjami porządkowymi (policją, żandarmerią) to od 1944 r. w obliczu zbliżającego się od wschodu frontu także wojskiem, oprócz tych formacji w okolicach Olkusza usytuowana była sieć posterunków granicznych z funkcjonariuszami niemieckiej straży celno-granicznej (Zollgrenzschutz). Do tego przez Olkusz przychodziła ważna i równie zbrojnie chroniona linia kolejowa. W samym Ilkenau, czyli Olkuszu i okolicy na przykład w Krzykawie, mieszkali niemieccy osadnicy. W takich warunkach podjęcie działalności zbrojnej przeciw okupantowi jawiła się jako trudne czy wręcz niemożliwe do podjęcia. Ale tym samym na pierwszy plan wśród cenionych umiejętność konspiratorów wysuwały się: spryt, zaradność, umiejętność nie zwracanie na siebie uwagi, umiejętność przemykania między niemieckimi posterunkami, żeby wykonać zadanie. No i tutaj dochodzimy do tematu naszej rozmowy bo to właśnie było pole do popisu dla kobiet. 

Irena Kac „Zośka”, mieszkanka Olkusza

W pierwszych miesiącach mojej pracy w zarządzie gminy Rabsztyn byłam w dziale dostarczenia kartek żywnościowych w poszczególnych wsiach, gdzie dojeżdżaliśmy podwodami. Następnie przeniesiono mnie do sekretariatu komisarza gminy, gdzie praca moja polegała na ewidencjonowaniu, oddawaniu kontyngentów produktów rolnych przez poszczególnych rolników i łącznie wsi, terminów ich dostaw, miejsca składowania, wyjazdów z komisarzem rolnym różnych rolników celem sprawdzenia stanu faktycznego. Pracowała ze mną sekretarka komisarza Anna Kozioł, Niemka. Byłam z nią zaprzyjaźniona i zdobyłam jej pełne zaufanie. Miałam więc dostęp do wiadomości i informacji nie tylko z terenu gminy, ale i ze środowiska niemieckich żandarmów w Olkuszu, którzy często przebywali w naszym pokoju. W czasie nieobecności Anny Kozioł pisałam na jej maszynie listy grożące odpowiedzialnością za współpracę z Niemcami 

Olkusz, 1942 r.

Mateusz Radomski:

Czy możesz podać jakieś przykłady takiego znaczącego udziału kobiet w tej konspiracji?

Konrad Kulig: 

Jeżeli mówimy o odznaczających się kobietach to nie można nie zacząć od Teresy Delekty. Trzeba bowiem pamiętać, że struktury Związku Walki Zbrojnej, późniejszej AK, w terenach powiatu olkuskiego włączonych do Rzeszy organizowała kobieta. Właśnie Teresa Delekta o pseudonimie “Janka”. Była to przedwojenna nauczycielka ze szkoły na skałce w Bukownie, instruktorka PWK, czyli przysposobienia wojskowego kobiet i komendantka powiatowa tej organizacji. Z racji tej ostatniej jej funkcji po klęsce wrześniowej szybko nawiązała kontakt z podziemiem i otrzymała zadanie zorganizowania siatki w olkuskim. To ona, Teresa Delekta na przełomie 1939/1940 r. wyszukała w terenie oficerów i żołnierzy, którzy podjęli się zostać kadrą późniejszego obwodu Olkusz “Srebro” AK. Następnie Delekta organizowała łączność podokręgu Zagłębie i okręgu szczebla wojewódzkiego okręgu Śląsk Armii Krajowej. Współpracowała między innymi ze słynną kurierka Elżbietą Zawacką pseudonim “Zo”, drugą Polką w historii awansowaną na stopień generała. Podsumowując jeden obszar, w którym wyróżniał się kobiety, to służba łącznikowa i kurierska. Kolejnym bez wątpienia była służba sanitarna. Doktor Marian Kiciarski, szef konspiracyjnej służby sanitarnej w Olkuszu, wspomina długą listę pielęgniarek i urzędniczek izby przyjęć, bez których niemożliwa byłaby prężna pomoc rannym, chorym i zagrożonym aresztowaniem AK-owcom, którym to pomoc była udzielana w olkuskim szpitalu tuż pod nosem Niemców. Warto też pamiętać o kobietach, które formalnie nie pełniły żadnej funkcji w konspiracji, ale przez to, że ich mężowie byli zaangażowani to w rzeczywistości na nich, kobietach opierała się częściowo struktura konspiracyjna. Spójrzmy na taką sytuację. Kiedy mąż był w pracy, a trzeba było przyjąć paczkę prasy albo meldunek albo pomóc spalonemu członkowie konspiracji, który trafił pod ten adres to kto to robił? Żona oczywiście. Tak było w przypadku Janiny Skoczek, żony przewodniczącego komitetu powiatowego PPS w Olkuszu – Franciszka Skoczka. Z kolei żona wspomnianego doktora Kiciarskiego, Helena, nie wiedziała, że mąż służy w konspiracji i w tajemnicy przed mężem wybierała z jego apteczki medykamenty, żeby przekazać się partyzantom.

Anna Kuś, mieszkanka wsi Chełm

Przenosiłam meldunki do Cisnej w okolicy tunelu, gdzie znajdowała się grupa działająca w lasach tunelskiech i znów miałam spotkanie z żandarmami niemieckimi. Nadeszłam na dwór, gdzie spacerowali uzbrojeni Niemcy. Zatrzymali mnie oni, pytając dokąd idę. Bałam się o swoje życie i meldunki, które niosą ze stanikiem. Tłumaczyłam się, że idę do rodziny kopać ziemniaki Po krótkim przesłuchaniu zostałam puszczona i szczęśliwie dotarłam do celu wraz z meldunkami.

Chełm, wrzesień 1944 r.

Mateusz Radomski:

Ale tutaj mówimy o konspiracji takiej działalności podziemnej, a co z taką działalnością zbrojną, z bronią w ręku. Czy kobiety miały jakiś udział w działaniach partyzanckich? Służyły w oddziałach? Przebywały w nich? Walczyły z bronią w ręku? 

Konrad Kulig: 

Jeżeli chodzi o służbę bezpośrednio w oddziałach leśnych, to na liście żołnierzy największego oddziału partyzanckiego ziemi olkuskiej (oddział Gerarda Woźnicy “Hardego”), można znaleźć Ingeborgę Nowak, żonę Jana Nowaka, chętnego lekarza tego oddziału partyzanckiego. Istotne było też wsparcie – istotne dla tego oddziału – było też wsparcie kobiecej drużyny sanitarno-gospodarczej. Kiedy patrzymy na zdjęcia oddziału “Hardego”, uwagę zwraca, że dużą część żołnierzy jest jednolicie umundurowana. To nie był standard wtedy w oddziałach partyzanckich, które były umundurowany niejednolicie: ubrania cywilne, mundury polskie, niemieckie, zdobyczne, angielskie. A tutaj na zdjęciach oddziału “Hardego” można zobaczyć, że duża część żołnierzy ma jednolite bluzy. To była zasługa kobiet ze wspomnianej drużny sanitarno-gospodarczej. One pod kierownictwem krawca Macieja Mędrka pseudonim “Pęc”, ze zdobycznego materiału uszyły partyzantem mundury. Trzeba też pamiętać o tak prozaicznych, ale ważnych czynnościach, jak pranie, cerowanie gotowanie – również tutaj partyzanci mogli liczyć na pomoc kobiet. 

Antonina Ścisłowska, mieszkanka wsi Krzywopłoty

Udzielałam z mężem schronienia i pełnej opieki wraz z wyżywieniem łącznikom. Dom nasz położony jest zdala od wsi Krzywopłoty, na skraju lasu, także partyzanci mieli bezpieczny dostęp do niego, jak również mogli się szybko wycofać w razie jakiegokolwiek zagrożenia. Mimo to, że sami nie mieliśmy żywności za dużo, staraliśmy się iść w każdej chwili z pomocą. Czy to w postaci przygotowanej gorącej strawy na miejscu czy ofiarowania ziemniaków i mąki dla oddziału. Pomagałam im również w naprawie i praniu bielizny osobistej i odzieży.

Krzywopłoty, 1942 r.

Mateusz Radomski:

A jak myślisz, czy kobiety – okulskie konspiratorki – miały znaczący wpływ na przebieg zdarzeń? Był istotnym elementem sieci konspiracyjnej w oczach kolegów, według ciebie?

Konrad Kulig:

Z pewnością. Jedna z nich, jak wspomniałem, miała okazję kreować bieg zdarzeń na tym wysokim, dowódczym szczeblu. Z kolei dzięki działalności innych, ten spalony na niższym szczeblu członek konspiracji na przykład miał gdzie przenocować. A partyzant nie chodził w podartej koszuli. W każdym razie jestem przekonany, że żołnierze AK zdanie “Gdyby nie nasze kobiety to…” mogliby dokończyć na wiele sposobów.

Alicia Mędrek „Diana”, wysiedlona do wsi Bydlin

Pewnego dnia, wspólnie z moim ojcem podjęliśmy wielką decyzję. Postanowiliśmy naszych leśnych chłopców umundurować by wyglądali na prawdziwych polskich żołnierzy. Materiał na mundury był, gdyż dostarczyli go chłopcy z lasu. Oni to sami zdobyli go na jednej z licznych wypraw, zabierając z niemieckiego magazynu. Brakowało dodatków: guzików z polskim orłem i nici do szycia. W tym celu postanowiłam się udać do miasteczka w Trzeciej Rzeszy, Ilkenau (Olkusza), gdzie miałam rodzinę i znajomych. Jeździłam tam rzadko, ale czasem trzeba było zawieźć swoim bliskim trochę żywności i słowa otuchy. Zabierałam ze sobą ulotki podziemnej prasy, a swoimi opowiadaniami o partyzantach wzbudzałam u nich podziw połączony z niedowierzaniem. To był inny świat. Szalał terror, aresztowania, trudno więc im było uwierzyć w moje opowiadania. Rozmyślałam o tym w powrotnej drodze, siedząc w pociągu i przyciskając dobrze ukryty skarb. Uszczęśliwiona, że udało mi się bez szwanku wsiąść do pociągu, gdyż przedtem celnicy niemieccy rewidowali podejrzane osoby. Nawet nie spostrzegłam, kiedy pociąg przystanął na małej stacyjce Rabsztyn odległej o około 6 km od Bydlina. Parę osób przebiegło przez peron i szybko ruszyło w stronę wyjścia, gdyż i tu nie było bezpiecznie. Kręcili się celnicy niemieccy, przyglądający się podejrzliwie wysiadającym. Idąc leśną ścieżką, gdyż tak było bezpieczniej, rozmyślałam nad kontrastem, jaki był pomiędzy miasteczkiem, które przed kilkunastu minutami opuściłam pełnym niemieckich żandarmów, urzędników, szpiclów, esesmanów, o których z nienawiścią myślałam mając przed oczami przeżyte dni grozy jak “krwawa środa”, wysiedlenie z getta i inne metody terroru stosowane przez okupanta. Za chwilę odetchnę innym klimatem. Już ze wzgórza pod Kolbarkiem zobaczyłam czarne kontury tajemniczego lasu ukrywającego w swym gąszczu tych, którzy codziennie przybliżali nas do upragnionej wolności. Znaleźli tam przecież schronienie chłopcy z lasu. Znałam ten las, gdyż czasami jeździłam tam z różnymi dobrymi i złymi wieściami. Jeszcze paręset metrów i jestem w domu, gdzie oczekiwano mnie z niepokojem 

Bydlin, sierpień 1944 r.

Mateusz Radomski:

A spotkałeś się może z takim przykładem działaczki konspiracyjnej albo jakieś grupy działaczek konspiratorek, które wywarły na tobie szczególne wrażenie? 

Konrad Kulig:

Tak. Uwagę słuchaczy chciałem zwrócić na jedną rodzinę. Wspominałem o krawcu Macieju Mędrku. To był ceniony przed wojną olkuski rzemieślnik, którego Niemcy wyrzucili z jego kamienicy. Musiał uciekać do rodziny w Bydlinie. Jego trzy córki były zaangażowane w konspirację Alicja pseudonim “Diana” i Letycja pseudonim “Jutrzenka” zgłosiły się do drużyny sanitarnej w oddziale “Hardego”. Z kolei Zofia,(siostra) była łączniczką w Batalionach Chłopskich. Kiedy najmłodsza z tych sióstr (Letycja) zauważyła, że jej starsza siostra Alicja składa przysięgę, niejako wymusiła zaprzysiężenie również jej. Tak bardzo chciała działać w podziemiu. Więcej o historii tych trzech dziewczyn można przeczytać na wystawie “Partyzanckie wspomnienia”. Polecam, można ją w wersji cyfrowej znaleźć w internecie na stronie ak.olkusz.pl.

Mateusz Radomski:

Tak jest, przy tej okazji serdecznie zachęcamy do wejścia na stronę i zapoznania się wystawą. Tym niemniej było to ostatnie moje pytanie do ciebie. Bardzo cię Konradzie dziękuję.

Konrad Kulig:

Bardzo dziękuję.

Mateusz Radomski

Bardzo się cieszę, że Konrad wspomniał o siostrach Mędrek ponieważ mieliśmy okazję wspólnie poznać dwie z nich, Letycja i Zofię, a tym samym nagraliśmy wspomnienia. Fragment tych wspomnień chciałbym państwu zaprezentować. Opisują one historię, którą już w skrócie opowiedział Konrad, ale oddanie głosu właśnie tym bohaterką będzie takim podsumowaniem tej części historycznej, jednocześnie wprowadzeniem tą część poświęconą wykorzystaniu tej wiedzy, wykorzystaniu tych doświadczeń i pamięci w teraźniejszości.

Letycja Mędrek

Przyjechała jedna pani z Katowic, no i siostra i ja z nią się spotkały, ale nie wolno było nam się pytać skąd ona jest, kiedy przyjechała, nic. To była wielka tajemnica. No i siostra przysięgę składała bo ona miała taką książkę grubą. Kazała ją sobie otworzyć i ona czytała i powtórzyła. No i ja jak widziałam, a byłam dużo młodsza, o 2-3 lata od siostry, no to ja mówiłam, że ja też chcę złożyć przysięgę. No a siostra mówi tak “jesteś za młoda”. A ta pani mówi “nie, tak pani nie może mówić bo jeszcze pani może zaszkodzić”. Tak powiedziała. Dla mnie to było coś bardzo wielkiego. Bardzo, byłam bardzo dumna, ale wszystko trzeba było trzymać w wielkiej, wielkiej tajemnicy.

Część IV

Mateusz Radomski:

Kolejnym gościem naszej audycji będzie Aleksandra Pałka. Cześć Olu. 

Aleksandra Pałka:

Cześć, witam serdecznie.

Mateusz Radomski:

W poprzednich częściach dowiedzieliśmy się nieco historii, o przyszłości, a teraz porozmawiamy sobie jak tą przyszłość wykorzystać w teraźniejszości. Ola jest rekonstruktorką, odtwarza modę, ubiór, ale też inne prawdopodobnie aspekty z czasów II wojny światowej odnośnie kobiet, czyli w związku z tematem naszego podcastu, naszej audycji. Powiedz mi czy według ciebie takie seriale jak “Wojenne dziewczyny” pomagają w tym zainteresowaniu czy czy to jest raczej takie odstraszające może?

Aleksandra Pałka:

Ja myślę, że raczej pomagają, wpływają na to, że rośnie zainteresowanie też tą epoką, odtwarzaniem. Wiadomo, są filmy i seriale, które opowiadają o  czasach II wojny, jedne robią kostiumy lepiej, drugie gorzej, ale myślę, że zdecydowanie wpływają na zainteresowanie.

Mateusz Radomski:

A co jest w tym odtwórstwie, tej rekonstrukcji takie najtrudniejsze dla ciebie?

Aleksandra Pałka:

Jestem w rekonstrukcji już parę lat i kiedyś najtrudniejsze rzeczy to było na przykład znalezienie materiału źródłowego, zdjęć, grafik, wykrojów. Dzisiaj jest już to dla mnie łatwiejsze. Dzisiaj na przykład najtrudniejsze jest dla mnie znaleźć właściwy materiał na sukienkę. Na przykład  trudno już dzisiaj dostać materiał bez żadnej sztucznej domieszki; taki jaki był w latach 40. To jest taka technicznie dla mnie trudna rzecz.

Mateusz Radomski:

Czyli mamy lata 40. To skoro tak trudno tam odnaleźć te materiały i tak niejednokrotnie się trudno do tego dobrać, to dlaczego ta epoka? Dlaczego nie lata 70., 80., gdzie może jeszcze coś od babci byś dostała czy od mamy. 

Aleksandra Pałka:

Jest to czas, jest to epoka bardzo ważna dla historii Polski, też przede wszystkim tego co się teraz dzieje. I też ta epoka zawiera wiele takich historii pełnych bohaterstwa, człowieczeństwa, aktów odwagi i jest to inspirujące, szczególnie jak się czyta o dokonaniach właśnie ludzi z tamtych czasów albo jak się robi wywiady właśnie ze świadkami historii.

Mateusz Radomski:

Czyli nie tylko jakby odtwarzasz to, pokazujesz jak to wygląda, ale też się to inspiruje w jakiś sposób do działania? 

Aleksandra Pałka:

Ja uważam, że żeby być dobrym rekonstruktorem nie wystarczy skupić się na samych ubraniach. To co się dzieje w modzie i to jakie ubrania ludzie noszą też są wypadkową tego, co się działo w danym momencie historycznym. I jeśli badasz i jedną i drugą kwestię to jesteś w stanie być lepszym rekonstruktorem. 

Mateusz Radomski:

Czyli to nie tylko – tak infantylnie ujmując – przebieranie się, ale też praca badawcza.

Aleksandra Pałka:

Dla mnie zdecydowanie to nie jest tylko przebieranie się. Ja się staram zrozumieć całą epokę, całą mentalność, jak wyglądało życie kobiety w latach 40. I postaram się to pokazać na takim prostym przykładzie: robisz stylizację codzienną to wiadomo, że nie założysz do niej pięknych pantofelków na obcasie bo wiesz, że kobieta w czasie wojny musiała załatwić dużo sprawunków, musiała być gotowa na to, żeby na przykład uciec przed łapanka, więc raczej zakładała wygodne obuwie. I dopiero jak się wgłębisz w takie szczegóły to jesteś w stanie lepiej odtwarzać sylwetkę.

Mateusz Radomski:

Rozumiem. Czyli to nie jest tylko takie “To pasuje do lat 40. więc to ubiorę”, ale też musisz znać kontekst tego, co odtwarzasz w danym momencie. Czyli to jest po prostu kwestia konkretnej sytuacji bardziej.

Aleksandra Pałka:

Też. To bardzo pomaga i też pomaga ci zrozumieć czemu pewne rzeczy wyglądały tak a nie inaczej. Dlaczego sukienki krótły? Dlatego, że brakowało materiału. Dlaczego pewne sukienki wyglądały tak, jakby je ktoś z dwóch różnych kawałków materiału uszył? Właśnie dlatego, że brakowało materiału, trzeba było sobie radzić przerobić starą na nową, połączyć dwie sukienki. I to nie tylko w tej epoce można zauważyć takie zależności. Na przykład w latach 50. spódnice się poszerzyły dramatycznie, były z koła, ale właśnie dlatego, że ludzie już mogli sobie odpuścić to oszczędzanie i i można było więcej materiału zainwestować w sukienkę. 

Mateusz Radomski:

Mówimy tu o ubiorze, o obuwiu, a co z  fryzurami? Czy można zaobserwować na przykładzie fryzur zmieniające się realia społeczne?

Aleksandra Pałka:

Tak, zdecydowanie. W latach 40. w odtwarzaniu tej epoki fryzura jest niesamowicie ważna. Ona też bardzo często to robi po prostu całą stylizację. Można założyć sukienkę, która będzie z tamtych lat, ale jeśli się nie zrobi do niej dobrej fryzury to ktoś pomyśli, że ktoś wcale nie jest ubrany rekonstrukcyjnie. Bo są też takie kroje sukienek, które są popularne i dzisiaj właśnie w 2022 r.,  więc włosy są bardzo ważne. Na przykład mogę powiedzieć, że w Ameryce było tak, że kobiety nosiły troszeczkę dłuższe włosy, dlatego że oszczędzały na chodzeniu do fryzjera, więc one były trochę dłuższe, nie chodziły podcinać. W Polsce było odwrotnie bo Polki same sobie robiły usługi fryzjerskie i też te włosy były krótsze, często pospinane, żeby były wygodne do pracy. 

Mateusz Radomski:

Tu jest taka kwestia, że naprawdę trzeba było się wgłębić żeby się dowiedzieć, że jest taka różnica między nawet kontynentami.

Aleksandra Pałka:

Tak, właśnie często to zauważam. Jak się wejdzie właśnie te szczegóły jak odtwarzasz Polkę to nie tak chętnie będziesz malować paznokcie czerwonym lakierem. Jakbym odtwarzała  Amerykankę z lat 40. to zdecydowanie chętniej bym go użyła. 

Mateusz Radomski:

Wspominasz właśnie o tych różnicach co do odtwarzania Polek, Amerykanek. Też różnice te narodowościowe oczywiście związane z pewnymi społecznymi i politycznymi wydarzeniami. Ale powiedz mi – czy w tej twojej działalności rekonstrukcyjnej i twoich koleżanek odwołujecie się w jakimś stopniu do konspiratorek? Bo wspomniałaś tutaj o kobietach w czasie II wojny światowej (unikanie łapanki), ale czy konspiratorki, te “morowe panny: się czymś charakteryzują szczególnym?

Aleksandra Pałka:

Są to bardzo odważne kobiety i jest to taki wzór. Jest też podziw dla kobiet z tamtych czasów i to jest inspiracją. To co mogę powiedzieć, to że śledzenie ich losów, czytanie ich wspomnień mnie też pomaga być lepszą rekonstruktorką. 

Mateusz Radomski:

Czy zaskoczyło cię coś w rekonstrukcji? Wchodząc w ten świat wyobrażałaś sobie go zapewne w jakiś tam określony sposób – czy coś cię zaskoczyło? 

Aleksandra Pałka:

Tak, myślę, że to jest bardzo ważne pytanie, ponieważ rekonstrukcja historyczna jest tak dynamicznie rozwijającą się dziedziną i pasją, że jak zaczynam rekonstrukcję, już prawie 7-8 lat temu, trudno było źródła, trudno było o cokolwiek. Teraz jest to o wiele łatwiej dostępne i na Instagramach, na Pinterestach. Teraz już sobie wszyscy w internetach udostępniają kroje, wykroje na na ubrania, a wtedy tego nie było. Jestem wręcz pozytywnie zadziwiona, jak głęboko niektóre dziewczyny – bo też obserwuje inne rekonstruktorki z innych grup – potrafią wejść w rekonstrukcję. Na przykład jak się zaczynało rekonstrukcję to najważniejsze było, żeby po prostu ta sukienka była okej, włosy były okej. A teraz już się dochodzi do takiego momentu w rekonstrukcji, że dziewczyna, która rekonstruuje epokę wiktoriańską poza tym, że szyje według wiktoriańskiego wykroju, szyje na wiktoriańskiej maszynie do szycia z tamtej epoki. Tak samo też edukuje się jakie były ściegi, jak się tą igłą pracowało przy wykończeniu na przykład podszewki i robi dokładnie tak samo jak to było w tamtym czasie. Co na początku, powiedzmy 7-8 lat temu, było jeszcze nie do pomyślenia, a dzisiaj tak głęboko się ludzie zagłębiają w ten temat. 

Mateusz Radomski:

Czyli można powiedzieć, że zawód rekonstruktora się profesjonalizuje?

Aleksandra Pałka:

Myślę, że idzie to w tym kierunku. 

Mateusz Radomski:

A powiedz mi proszę od strony socjalizującej. Wspomniałem, że właśnie działasz w tej grupie rekonstrukcyjnej, ale czy inne dziewczyny – w twoim wieku, młodsze, starsze – też podejmują podobne działania?

Aleksandra Pałka:

Bardzo się cieszę bo niedawno do naszej grupy dołączyło dużo młodych dziewczyn, które też zaczynają swoją przygodę z rekonstrukcją. Z jednej strony mają łatwiej, z drugiej strony mają trudniej. Łatwiej mają dlatego, że jestem już na przykład ja, a jestem już jakiś czas w tej rekonstrukcji, mogę dużo podpowiedzieć, pokazać bo sama też się uczyłam i na swoich błędach. Przede wszystkim na swoich błędach się uczyłam jak robić tą rekonstrukcję lepiej i mogę po prostu im powiedzieć czego nie robić, a co robić. Z drugiej strony one mają trudniej bo przychodząc do takiej grupy jak nasza, muszą od razu wskoczyć na pewien poziom. Znaczy dobrze by było, żeby wskoczyły na pewien poziom. One już mają może troszeczkę mniej możliwości, żeby tak popełniać błędy i się na nich uczyć jak ja to miałam okazję w czasach, kiedy rekonstrukcja była jeszcze młoda i jeszcze nie tak dużo wiedzieliśmy na temat odtwarzania. 

Mateusz Radomski:

A czy rekonstrukcja to bardziej męskie czy takie żeńskie hobby, zawód?

Aleksandra Pałka:

Myślę, że nie ma tutaj powiedziału. To jest absolutnie pasja dla każdego. Tak samo dziewczyny rekonstruują, tylko po prostu rekonstruują damskie sylwetki i tak samo faceci rekonstruują tylko męskie sylwetki. 

Mateusz Radomski:

A nie ma takiej złości że, chciałabym sobie zrekonstruować na przykład partyzanta, tutaj przychodzi jakiś wredny prawda rekonstruktorów mówi “zaraz zaraz, ale dziewczyn w partyzantce nie było”.

Aleksandra Pałka:

Przypomina mi się teraz, mam przed oczami zdjęcie na przykład żony Kurasia “Ognia” w obozie partyzanckim. Widzę jak jest ubrana i myślę “odtwarzałabym”. To nie jest właśnie tak, że jakaś dziewczyna podejdzie i powie “też chce mundur, też chcę odtwarzać partyzantkę”. Właśnie powiedziałabym, że nie. Popatrz sobie na to zdjęcie – co tak naprawdę dziewczyna nosiła jak przyszła do obozu? Miała na sobie trzewiki, jakiś tam męskie spodnie, zwykłą swoją bluzkę codzienną, marynarkę codzienną damską. Raczej munduru na sobie nie miała. Raczej podeszłabym w ten sposób, żeby po prostu poanalizować źródła. 

Mateusz Radomski:

Czyli można powiedzieć, że dziewczyna – jak z twoich słów wynika – powinna szukać raczej kobiecości w tej przeszłości i starać się jakby ją wydobyć 

Aleksandra Pałka:

Myślę, że powinna szukać prawdy i najłatwiej jest własnie to zrobić ze zdjęcia. I jeśli nie widać na zdjęciach w lesie, w partyzantce kobiety w mundurze i nie mam też przekazów od świadków historii, żeby tak było, to tak nie robię. Ale jak mam właśnie przekaz, że była jedna dziewczyna – powiedzmy nie cały czas w obozie tylko żeby coś pomóc, wyprać panom i tak dalej – i że wtedy chodziła w spodniach, w trzewikach i swoich damskich ubraniach, to w ten sposób się to powinno robić.

Mateusz Radomski:

Czy związku z tym należy feminizm, takie podejście związane z tym, żeby podkreślić tą rolę kobiet, schować do kieszeni i uznać że ważniejsza jest prawda historyczna czy jednak próbować jeszcze szukać jakichś wyjątków?

Aleksandra Pałka:

Nie wiem co masz na myśli mówiąc “feminizm”, ale na przykład bardzo mi się podobało jak “Czas honoru” jako serial pokazał, jak praca każdego jest absolutnie ważna. Na przykład panowie szykują akcję zbrojną, żeby kogoś odbić, ale nie przygotowaliby tej akcji, gdyby wcześniej dziewczyna nie poszła i nie porobiłam zdjęć miejsca albo nie zrobiła innych prac, które wydają się może nie tak bohaterskie jak walka z bronią, ale absolutnie niezbędna, żeby to wszystko się udało. To jest tak jakby jedna organizm i każda najmniejsza część tego mechanizmu jest ważna.

Mateusz Radomski:

Mówimy o serialu, ale czy poznając źródła też odnosisz takie wrażenie, że tak to naprawdę wyglądało? Że można mówić o bohaterstwie mężczyzn, partyzantów, dywersantów, ale że oni bez tej piękniejszy strony by nie nie byli w stanie tego wszystkiego realizować?

Aleksandra Pałka:

Tak, myślę że coś w tym jest. Właśnie należy podkreślać, że każdy najmniejszy trybik w tej wielkiej machinie konspiracyjnej jest absolutnie ważny i niezbędny. I widzę to jak czytam wspomnienia, że ktoś może pomyśleć “a co to jest przynieść meldunek w porównaniu do biegania z karabinem i strzelania do Niemców”. Ale gdyby ona nie doniosła tego meldunku to akcja mogłaby się nie wydarzyć.

Mateusz Radomski:

Zgadza się, jest to warte podkreślenia i cieszę się że o tym rozmawiamy 

Wiersz Anieli Grabowskiej pseudonim “Nenufar” ze wsi Kidów

O pracy łączniczki 

Łączniczka 

Miła szybka i zwinna 

Prawie jeszcze dziecinna 

Lecz powaga oblicza ją krasi 

Idzie sama wieczorem, wioską, polem i borem 

A coś w torbie drogiego ukrywa 

Bo z odprawy powraca 

A to przecież jej praca 

Ma dostarczyć meldunki do celu 

Ona czyni tak wiele 

Od niej akcja zależy 

Ważne sprawy potoczą się śmielej 

Choć wróg czyha za lasem musi iść tam 

Choć czasem ból o matkę jej serce rozrywa 

Bo tam czeka kochana, zatroskana o synów, niepragnącą wawrzynów 

Do wolności tęskniąca

Mateusz Radomski:

Rozmawiamy o bardzo ważnych rzeczach, bardzo ważnych kwestiach, więc zapytam cię o istotną rzecz. Można rekonstruować, można to robić, ale dlaczego to robisz? Co tobą kieruje? Jaki jest twój cel? Co chcesz tym przekazać? 

Aleksandra Pałka:

Jestem w rekonstrukcji już bardzo długo i raz na jakiś czas zmieniają się takie moje główne motywatory. Mogę powiedzieć, że też ciągnęło mnie to z takiego z tego powodu, że mogłam pokazywać historię i interesować ludzi historią w ciekawy sposób. Bardzo ważne dla mnie było też poczucie działalności patriotycznej. Ale na pewnych etapach też coś takiego dochodzi do ciebie, że rekonstrukcja jest bardzo synkretyczną dziedziną bo potrzebujesz robić dużo różnych rzeczy: i uszyć i uczesać i zrobić research. Dla mnie rekonstrukcja jest też polem do wyżycia się artystycznego. I jest to dla mnie bardzo ważne. Nie mogę powiedzieć, że tamte poprzednie aspekty już nie są dla mnie ważne (jak to interesowanie ludzi historią), ale zawsze jest coś co wysuwa się na pierwszy plan. Na przykład na trzecim czy czwartym roku mojej działalności rekonstrukcyjnej najważniejsza była dla mnie sama rekonstrukcja jako wydarzenie. Żeby było to było aktorsko odegrane, żeby było dużo emocji. A na przykład teraz przede wszystkim dla mnie najważniejsza jest ta druga strona: kulisy, to przygotowanie, kostiumy, włosy żeby ładnie wyglądały.

Mateusz Radomski:

Wspominasz właśnie o tym, że rekonstrukcja ci przynosi rozwój wewnętrzny, pod względem artystycznym też się spełniasz, ale czy zauważasz, że to zarażanie historią, o którym wspomniałaś, czy to działa?

Aleksandra Pałka:

Mam nadzieję, że tak. To przede wszystkim widać po tym, jak coraz więcej osób przychodzi na rekonstrukcję i się interesuje, jak ludzie zadają pytania po rekonstrukcji na różnych spotkaniach. Właśnie cieszy mnie, jak są pytania od publiczności bo widać, że coś ich zainteresowało i chcą drążyć temat, a ja wtedy zawsze mam nadzieję, że będę w stanie odpowiedzieć na pytania.

Mateusz Radomski:

Bardzo się cieszę, że tak odbierasz swoją działalność i dziękuję ci za bardzo przyjemną rozmowę. Polecam obserwować profil Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Koło Olkusz, gdzie właśnie Ola działa wspólnie z koleżankami, kolegami, na Facebooku, na Instagramie i tam można się czegoś jeszcze więcej dowiedzieć, można się zapisać, dowiedzieć się, jak to działa. Bardzo ci Olu dziękuję.

Aleksandra Pałka:

Ja również dziękuję i zapraszam.

Mateusz Radomski:

To by było na tyle w tym momencie. Mam nadzieję drogie słuchaczki, drodzy słuchacze, że nie zanudziliśmy was przy poznawaniu losów olkuskich konspiratorek, że dowiedzieliście się czegoś ciekawego, a jednocześnie, że zainspirowało was, bądź zainspiruje do jakichś nowych działań. Być może w waszej okolicy też znajdzie się wiele historii związanych z damską stroną konspiracji, którą warto przywołać. Serdecznie dziękuję w tym miejscu pracowniczkom Centrum Archiwistyki Społecznej, Agacie Bujnowskiej i Karolinie Sakowicz, za koordynowanie moich poczynań. Bardzo dziękuję też uczestnikom tego podcastu, Aleksandrze Pałce, Jackowi Sypieniowi, Cezaremu Brożkowi, Marcie Zwolińskiej i Konradowi Kuligowi. Bardzo również dziękuję rodzinie pani Letycji Kiełtyki “Jutrzenki” za możliwość wykorzystania nagrania z relacją pani Letycji. Wykorzystano również materiały ze zbiorów Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Koło Olkusz, Związku Kombatantów Rzeczypospolitej i Byłych Więźniów Politycznych Koło Olkusz, Archiwum Zakładu Historii Ruchu Ludowego, Muzeum Regionalnego PTTK imienia Antoniego Minkiewicza w Olkuszu oraz Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej. Jestem również bardzo wdzięczny redakcji Ośrodka KARTA, na czele z Karoliną Kutą, którzy pomogli mi przygotować tekst poświęcony temu zagadnieniu. Bardzo dziękuję za wysłuchanie i mam nadzieję do zobaczenia.