Krystyna Wójtowicz
Organizacja: Gminna i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Rzeczniowie
Bibliotekarka w Gminnej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Rzeczniowie, animatorka społeczna, członkini Stowarzyszenia Pracownia Dobrych Pomysłów, działającego przy Bibliotece, oraz Koła Gospodyń Wiejskich w Rzeczniówku. Realizatorka projektów kulturalno-edukacyjnych i społecznych
[Wywiad przeprowadzony w grudniu 2022 roku]
Anna Maryjewska (Centrum Archiwistyki Społecznej): Biblioteka w Rzeczniowie przypomina mi stały ląd w oceanie wspomnień. Wskrzesza tam Pani i ocala wiele lokalnych historii. Takie miejsce to prawdziwy skarb Waszej gminy.
Krystyna Wójtowicz: Zawsze w pracy, ale też w różnych innych moich działaniach, na przykład w KGW, przyświecała mi idea, żeby ocalić coś od zapomnienia. W Bibliotece zaczęliśmy od zbierania wycinków prasowych dotyczących wydarzeń związanych z Rzeczniowem. Przydały nam się one do publikacji „Kartki z historii gminy Rzeczniów”, którą Biblioteka wydała w 2013 roku razem ze Stowarzyszeniem Tworzyć Edukować Rozwijać „Ster”. Cieszę się, że udało nam się opublikować taką książkę. Było to nasze pierwsze zbieranie różnych historii dotyczących naszej miejscowości. Dotarliśmy do ciekawych zdjęć, na przykład do fotografii, na której widać przedwojenną i powojenną dyrektorkę szkoły, panią Stanisławę Piskozub, pierwszą kierowniczkę naszej Biblioteki. Znaleźliśmy też ciekawe zdjęcie dotyczące Związku Strzeleckiego w Rzeczniowie. To wydawnictwo pokazało, jak duża jest potrzeba docierania do takich materiałów.
Co jest najciekawsze w Rzeczniowie?
Na to pytanie musiała odpowiedzieć też nasza młodzież, gdy prowadziliśmy projekt w ramach programu partnerskiego „Równać Szanse” razem z gminą Krynica na Roztoczu. Młodzi stwierdzili jak zwykle, że tu nie ma nic ciekawego. Musieliśmy pomóc im w szukaniu i wtedy dowiedzieli się, że jednak coś jest. Nakręcili kilka dokumentujących filmików. Dotarli na przykład do starej kuźni, która znajduje się w Rzeczniowie Kolonii. Wiele innych kuźni w naszej gminie rozebrano, a ta w Rzeczniowie jeszcze „trwa”, choć nikt nie roznieca już ognia w jej palenisku.
Bardzo ciekawie brzmi tytuł wydanej przez Bibliotekę książki „Kuferek pełen legend”. Co znajdziemy w tym kuferku?
Publikacja ta to efekt pracy Grupy Nieformalnej Art Family, naszej Biblioteki oraz Urzędu Gminy w Rzeczniowie. Zebrano w niej ponad 60 opowieści. Chcieliśmy oprzeć ją na historii mówionej, zebrać to, co z dawnych przekazów zostało w pamięci mieszkańców. Są to opowieści czasem straszne, czasem z pewną dozą humoru, mówią na przykład o gusłach. Mamy tutaj opowieść o zapomnianej dobroci. Bóg, uczciwość i pokora zawsze są zwycięstwem. Gdzieś w tych baśniach i opowieściach miejscowych zawarty był ten morał, że dobro zawsze zwycięża, a złe moce zostają pokonane.
Czy jakaś legenda wiąże się także z dwuramiennym krzyżem, który widnieje w herbie gminy Rzeczniów?
W naszej gminie pod koniec XX wieku ostał się jeden taki krzyż. Zawsze, gdy chylił się już ku upadkowi, ktoś go odnawiał, żeby stał dalej. Legenda głosi, że postawiono go, by odwrócić zarazę, która tutaj w pewnym okresie zdziesiątkowała mieszkańców. Dziś w naszej gminie jest takich krzyży karawakowych cztery, w tym jeden postawiony w czasach pandemii. Gdy zbieraliśmy opowieści mieszkańców do „Kuferka pełnego legend”, ludzie powiedzieli nam, że przyszliśmy troszkę za późno, bo wiele osób, które znało ciekawe opowieści, już odeszło. Ale udało nam się zebrać kilka nagrań. Posłużyły nam one później również do zrobienia kilku podcastów. Nazwaliśmy je „Bigos kulturalny po rzeczniowsku”.
Dlaczego akurat bigos?
Na rzeczniowiaków mówi się „kapuściorze”.
W gminie Rzeczniów macie też koszykarzy.
Tak, nie tych, którzy grają w koszykówkę, ale tych, którzy robią tradycyjne koszyki z wikliny. To dziedzictwo też warte jest utrwalenia. Chodziłyśmy więc z moją koleżanką bibliotekarką od domu do domu, od miejscowości do miejscowości i robiłyśmy zdjęcia, rozmawiałyśmy z ludźmi, a efekty tych wypraw zamieściłyśmy potem w opracowaniu „Wikliniarze gminy Rzeczniów”. Wikliniarze – wytwórcy, reprezentanci tego ginącego zawodu – niewiele chcieli o sobie opowiadać, ale dzięki zdjęciom widać, jak wygląda ich praca.
Była Pani ambasadorką projektu „Zaopiekuj się pamięcią”. Na czym polegało to zadanie?
Był to projekt i konkurs organizowany przez Fundację na rzecz Wielkich Historii. Zorganizowałam, z ramienia naszej Biblioteki, trzy spotkania wśród młodzieży na terenie powiatu lipskiego. Wzięli w nich udział licealiści z Lipska i młodzież z Rzeczniowa. Jedna grupa opowiedziała o starej cegielni. Licealistki przeprowadziły wywiady z mieszkańcami, pytając ich, co pamiętają w związku z tym miejscem. Po cegielni zostały komin i ruiny, ale kiedyś to był ogromny zakład, który dawał pracę wielu osobom. W latach 1954–1979 roku wymurowano z cegły wyprodukowanej w Przedmieściu około 14 tysięcy budynków (licząc 40 tysięcy cegieł użytych do wybudowania jednego domu). Cegielnia zakończyła produkcję w 1979 roku. A to jest istotne, żeby wracać do tych rzeczy. W tym projekcie powstały opisy zaopiekowanych miejsc w aplikacji ToTuBy, stworzonej specjalnie dla tego projektu.
W jaki jeszcze sposób „opiekuje się” Pani historią?
We współpracy z Fundacją na rzecz Historii Wielkich zajęliśmy się też stojącym w Ciecierówce krzyżem-pomnikiem poświęconym powstańcom styczniowym i chłopcom, którzy zginęli podczas II wojny światowej, partyzantom z tamtych okolic. Młodzież też pytała nas wtedy – jak to… zaopiekować się pamięcią? Po co to robić? Ale zrozumiała to, gdy odbyliśmy spacer po Rzeczniowie i na miejscowym cmentarzu znaleźliśmy grób poświęcony młodemu człowiekowi, uczestnikowi walk o Anconę i Monte Cassino. Wacław Stępień zginął młodo, mając 31 lat. Pochowany jest w Montefano, a tu jest jego pusta mogiła, na której napisano, kim był (oficer 13 Baonu Strzelców 5 kresowej Dywizji Piechoty, odznaczony Krzyżem Walecznych), gdzie zginął i że są tu pochowani jego rodzice Jan Stępień i Rozalia Stępień z Mazanów. Zaopiekowanie się tą historią to podejście chociaż dwa razy w roku do tego grobu, uprzątnięcie go, postawienie świeczki. W okolicy Wszystkich Świętych szkoła była zamknięta z powodu remontu, więc poszłyśmy tam tylko we dwie z koleżanką bibliotekarką, ale na wiosnę wrócimy na ten pomnik z grupą harcerzy. Bo to dorośli mają przypominać młodym o dbaniu o historię. Jeśli my im tego nie pokażemy, oni sami nie będą tam chodzić. Chciałabym się dowiedzieć jak najwięcej o tym żołnierzu, bo nie wiemy nawet, jak wyglądał. Zaczęłam już poszukiwania, między innymi w muzeach. Jedna mieszkanka, jego dalsza ciocia, opowiedziała nam trochę o nim, ale mimo to wiemy o nim mało.
Przy Bibliotece działa Stowarzyszenie Pracownia Dobrych Pomysłów. Czy realizujecie tam pomysły związane również z archiwistyką społeczną?
Chcieliśmy ocalić stare fotografie mieszkańców naszej gminy i zrobiliśmy razem ze Stowarzyszeniem projekt „Kultura nie tylko w jogurcie”. Powstała w ten sposób wystawa na płocie szkolnym. Zatytułowaliśmy ją „Historia zamknięta w fotografii”. Udało nam się zebrać na nią około 100 archiwalnych zdjęć. Wystawa spotkała się z dużym zainteresowaniem. Mieszkańcy przystawali przy niej, oglądali, rozmawiali, opowiadali. Mówili o zdjęciach, które jeszcze mają w domu.
Jakie będą dalsze losy pokazanych na wystawie fotografii?
Mamy tę wystawę nadal w bibliotece. Gdy wzięłam udział w Letniej Akademii Archiwistyki Społecznej, uświadomiłam sobie, że brakuje nam wiedzy, żeby podejść do tego tematu systematycznie. W tej chwili wiemy, że potrzebna jest nam pomoc ze strony Centrum Archiwistyki Społecznej, żeby ktoś pokierował nami, zobaczył nasz materiał, powiedział nam, jak go podzielić. Chcemy też skorzystać ze szkoleń Centrum. Potrzebna jest jednak dodatkowa chwila, żeby się tym zająć. Nasza praca biblioteczna jest naprawdę przeróżna i pracujemy tu tylko we cztery osoby, a wypełniamy też zadania biblioteki powiatowej dla powiatu lipskiego. Nie jesteśmy w stanie tego opanować. Jednakże widzę, że materiał, który posiadamy, jest warty zamieszczenia w Otwartym Systemie Archiwizacji. Chcę, żeby był widoczny w intrenecie i żeby ludzie z niego korzystali. Być może dzięki temu ktoś mógłby się do nas zgłosić z innymi materiałami dotyczącymi gminy Rzeczniów.
Wiele jeszcze przed Wami, ale na pewno wszystko się uda! A jak powstał rzeczniowski „Spacerownik rodzinny”?
„Spacerownik rodzinny” – praca na konkurs ogłoszony przez Muzeum Historii Polski – powstawał w czasie pandemii, gdy w szkole były tylko młodsze dzieci. Dotyczył rodzinnego odkrywania miejsc ważnych i ciekawych, czyli historii najbliższej, przekazywanej przez rodziców. Zaproponowałam nauczycielce, która prowadziła klasę III, żebyśmy stworzyli taką biblioteczno-klasową rodzinę. Chcieliśmy się dowiedzieć od dzieci, co dla nich jest ciekawego do opowiedzenia o naszej miejscowości, co im się podoba, co je interesuje. Był więc wymieniany kościół – wiadomo, zabytek (a w nim trumienka z kośćmi, dzieci nie wiedziały czyimi), kapliczki i krzyże przydrożne, stara kuźnia, bobry budujące tamy (pojęcie żeremia nie było im znane), pomnik przy szkole, sama szkoła, ich patron – ksiądz prof. J. Pastuszka). Dużo jak na trzecioklasistów. Potem dzieci zrobiły rysunki i stworzyliśmy opowieść o Rzeczniowie, opracowaliśmy trasę spaceru w przestrzeni lokalnej z uwzględnieniem różnych walorów turystycznych. I tak ze współpracy szkoły i biblioteki powstał „Spacerownik rodzinny” pod tytułem „Apetyt na Rzeczniów”, nagrodzony II miejscem.
W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości Biblioteka realizowała projekt „Zwykli ludzie w drodze do niepodległości”. Czyje losy udało się w ten sposób utrwalić?
Wzięliśmy udział w programie grantowym „Na 100 Niepodległa”. W naszym projekcie chcieliśmy zebrać zdjęcia ludzi, którzy na przykład walczyli w Bitwie Warszawskiej, ewentualnie w czasie II wojny światowej. Okazało się, że znalazło się kilka osób, które podzieliły się z nami tymi informacjami. Dotarliśmy w ten sposób do bardzo pięknej opowieści o Adamie Herniku. Została opisana jego życiowa wędrówka i życie w wolnej Polsce po odzyskaniu niepodległości, ale również to, co działo się przez odzyskaniem niepodległości. Napisała to pani Teresa Ewa Kowalska, która ukończyła filologię polską, więc umiała to pięknie ująć w słowa, a w dodatku potrafiła wsłuchiwać się w opowieści rodzinne. Opowieść zaczynała się tak: „Ojciec mojej mamy – Adam Hernik – nosił wojskowe spodnie do konnej jazdy, oficerki i długi kożuch. Na głowie – baranicę. Wszystko w dwu egzemplarzach: świątecznym i codziennym. Tylko szkaplerz był jeden. Na co dzień i od święta. Otrzymał go z rąk biskupa w kościele parafialnym w Krępie (…). Szkaplerz, noszony na szyi (jak medalik) symbolizował, ocalający przed wszelkim niebezpieczeństwem, płaszcz Maryi. Wierzył, że ta ona osłaniała go przed syberyjskim mrozem, zarazą w upalnym klimacie jakiegoś azjatyckiego kraju, w którym Rosja, mimo przegranej wojny z Japonią (1905) próbowała budować swój protektorat. Wzmacniała w czasie morderczych parad konnych w Moskwie i później – w niemieckiej niewoli podczas I wojny światowej, a w końcu doprowadziła do swojej – Matki Bożej Szkaplerznej – parafii grabowieckiej, gdzie dała mu za żonę najodpowiedniejszą dziewczynę – Mariannę Wróblównę”.
Jakie skarby kryją się w zbiorach archiwalnych Biblioteki?
Mamy ogromną kronikę drużyny sportowej Krępianka (dawniej LZS). Została przekazana do Biblioteki przez pana Andrzeja Chudzikowskiego, który ją własnoręcznie napisał i oprawił w deski. Jest w niej dużo zdjęć i wycinków prasowych. Kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, zaprosiliśmy jej autora na spotkanie z młodzieżą. Opowiadał na nim, jak się tworzy kronikę, jak się zbiera materiały. Czasami wyciągamy jego dzieło i pokazujemy je dzieciom, żeby zobaczyły, jak prowadzić taką księgę. Dobrze byłoby ją udostępnić, zarchiwizować cyfrowo.
Mamy też bogatą dokumentację zdjęciową z 75 lat działalności naszej Biblioteki. Z okazji jubileuszu wydaliśmy kartki z archiwalnymi fotografiami, między innymi pracujących tu na przestrzeni lat bibliotekarek z biblioteki głównej oraz filii w Pasztowej Woli, Grabowcu i Rzechowie oraz interesujących wydarzeń czytelniczych. Wśród fotografii ze zbiorów bibliotecznych są też na przykład zdjęcia pokazujące uczestników konkursu „Libros Lege”, organizowanego dwutorowo w Chicago i w Polsce przez warszawską Bibliotekę na Koszykowej. My przygotowywaliśmy etap powiatowy i jego uczestniczki wyjechały na wizytę do Chicago, a potem gościliśmy Amerykanów u nas, w Rzeczniowie i okolicy.
Ciekawym zdjęciem w naszych zbiorach jest też fotografia pokazująca grupę pracującą przy projekcie „Kuferek pełen legend”. Widać na niej pana, który jako jeden z rodziców założył przy Bibliotece grupę „Art Family”. Grupa ta chciała zrobić coś dla swoich dzieci. W tej chwili dzieci te mają po 19 lat. Jest też fotografia, na której widać warsztaty dziennikarskie prowadzone w Bibliotece przez Michała Tarnowskiego, dziennikarza Radia Radom. To, co było zaledwie wczoraj, przechodzi do historii.
Jedno zdjęcie wzrusza mnie dziś szczególnie, bo jest na nim grupa przedwojennych młodych kobiet. Są to dziewczęta z Rzeczniowa, a wśród nich stoją: Aniela Bugajska, później Bugajska-Krupka, która przekazała swoje pisemne wspomnienia do Biblioteki, Stefania Okrutna-Bajon, która właśnie niedawno zmarła, jest na tym zdjęciu również pani Władysława Okrutna, po mężu Wolny (mąż był wieloletnim redaktorem telewizji wrocławskiej, a jej wnuczka to poetka Agnieszka Wolny-Hamkało). Reszty osób nie udało się rozpoznać. Zdjęcie dała mi ciocia mojego męża.
W zbiorach jest też wspomnienie pani, która była naszą czytelniczką. Przez wiele lat mieszkała i pracowała w Warszawie. Opisała pasje czytelnicze swojego ojca i przedwojenne życie rodzinne, w którym książki i prasa odgrywały bardzo ważną rolę. Co ciekawe, prawdopodobnie wiele z prenumerowanych przez tę rodzinę pism przechowywanych jest nadal na strychu domu nieżyjącego już brata tej pani. Historia jej rodziny to materiał na niezwykłą opowieść. Nie wiem tylko, jak namówić potomka właściciela tych zbiorów, by pozwolił je obejrzeć, a może nawet je udostępnił.
Jakie są Pani plany na 2023 rok?
Przed nami bardzo dużo pracy. Chciałabym, żebyśmy wykonali ją dobrze. W Nowym Roku chcemy pochylić się nad zarchiwizowaniem materiałów będących w zbiorach Biblioteki. Boleję tylko nad tym, że nasza instytucja nie ma własnego lokalu i przez wszystkie lata, gdy była przenoszona do różnych budynków (teraz działamy w szkole), dużo archiwaliów zostało unicestwionych. Mam tu na myśli na przykład stare plakaty, zaproszenia, wiele z tych rzeczy przepadło.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii dokumentowania i odkrywania najbliższej nam historii. Wszystko, co uda nam się zrobić małymi kroczkami, będzie sukcesem. Każde opisane zdjęcie, wspomnienie czy opowieść to przecież czyjaś historia, mały ślad czyjegoś istnienia, pracy. Trzeba zadbać o tę pamięć.
Fot. ze zbiorów prywatnych Krystyny Wójtowicz