Katarzyna Opielka
Organizacja: Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej
Socjolożka, animatorka społeczna i edukatorka kompetencji wielokulturowych, koordynatorka wielu projektów edukacyjnych i kulturalnych. Współzałożycielka Fundacji Różnorodności i Równości „Kontrasty” oraz Kulturopracowni. Zajmuje się interdyscyplinarnymi projektami związanymi z dziedzictwem polsko-niemiecko-żydowskim m.in. w: Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej (DWPN), Muzeum Miejskim w Żorach, Instytucie Goethego. Koordynatorka projektu „Muzeum online” DWPN, które oddaje głos mniejszościom narodowym, etnicznym i religijnym
[Wywiad przeprowadzony w listopadzie 2022 roku]
Anna Maryjewska (Centrum Archiwistyki Społecznej): Czy nazywasz siebie archiwistką społeczną?
Katarzyna Opielka: Tak, jednak to, że działam w obszarze archiwistyki społecznej, uświadomiłam sobie dopiero wtedy, gdy wzięłam udział w Letniej Akademii Archiwistyki Społecznej. Nauczyłam się tam również fachowego słownictwa, wielu przydatnych sformułowań, które wiążą się ściśle z archiwami społecznymi i digitalizacją. Pomogło mi to poszerzyć i pogłębić moją wiedzę, a przede wszystkim zrozumieć specyfikę archiwistyki i ducha twórczego przekuwania materiałów źródłowych na konkretne działania edukacyjno-badawcze.
Jak trafiłaś na Akademię?
Szukałam jakiejś sieci, która pomogłaby nam zdigitalizować zbiory i umieścić nasze cztery wystawy prezentowane w „Muzeum online” na nowej chmurze, aby była dostępna też dla innych poszukiwaczy, odkrywców i pasjonatów. Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej nawiązał już wiele lat temu współpracę z Ośrodkiem KARTA w zakresie historii mówionej, ale nie została ona pogłębiona. Postanowiłam to zmienić. Zgłosiłam się więc na Akademię. Dowiedziałam się o niej z internetu.
Oprócz uświadomienia sobie, że jesteś archiwistką społeczną, i pogłębienia wiedzy, doceniasz też pewnie nowe znajomości, które zawarłaś na Akademii.
Spotkałam archiwistów społecznych z całej Polski, między innymi z Gdańska, Bydgoszczy, Katowic i Piekar Śląskich. To było bardzo pozytywne przeżycie. Dzięki temu, że spotkaliśmy się w małej, kameralnej grupie, mogliśmy się dobrze poznać. Braliśmy udział we wspólnych warsztatach z archiwistyki społecznej i opowiadaliśmy sobie o swoich projektach i doświadczeniu. Gdy wróciłam z Akademii, wiedziałam już, że na przykład całkiem niedaleko moich rodzinnych Gliwic, w Piekarach Śląskich, jest w bibliotece kolega, który zajmuje się izbą regionalną, bardzo prężnie digitalizuje zbiory i prowadzi wiele działań edukacyjnych i upowszechniających.
Mieszkałaś wiele lat w Niemczech. Czy emigracja miała jakiś wpływ na to, co robisz teraz w Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej?
Zdecydowanie tak. Podczas emigracji zaczęłam się zastanawiać nad moją tożsamością. Kim jestem? Skąd pochodzę? Jakie wartości są dla mnie ważne? W zderzeniu z innymi kulturami i językami otworzyłam się na świat i to było dla mnie znaczące odkrycie. To właśnie za innymi kulturami najmocniej tęskniłam, gdy wróciłam do Polski. W Niemczech było to takie oczywiste, że ludzi z całego świata spotykało się na każdym kroku. Są tam takie miejsca, gdzie słyszy się wiele różnych języków, a niemiecki wydaje się w nich wręcz egzotyczny. To wszystko dało mi do myślenia, czym może być tożsamość. Co tak naprawdę mnie kształtuje? Jakie wartości chciałabym zakorzenić w moim życiu, zarówno osobistym, jak i w tym zawodowym? Stwierdziłam wtedy, że chcę robić coś „pomiędzy Polską a Niemcami” – coś wielowątkowego, wtedy dla mnie jeszcze niewyraźnego i enigmatycznego.
Od jakich działań zaczęłaś?
Żyjąc w Marburgu nad Lahną w Niemczech, w urokliwym uniwersyteckim miasteczku, zaczęłam uczyć Niemców i obcokrajowców polskiego. Język był pierwszym punktem zaczepienia i dzięki niemu stałam się pewnego rodzaju klasycznym pomostem między dwoma krajami i kulturami. Gdy wróciłam do Polski, chciałam rozszerzyć moje działania. Przyszła mi na pomoc kwerenda przeprowadzona na Śląsku. Zrozumiałam, że kraina pogranicza, do której wróciłam, jest przesiąknięta wielorakimi opowieściami i perspektywami, nie tylko polską – tą, którą znam z podręczników szkolnych – ale została ukształtowana również przez Czechów, Niemców, Ślązaków, Żydów, Ormian, Kresowian, Romów a nawet Szkota (John Baildon, przemysłowiec, inżynier, uważany za ojca hutnictwa żelaza – powierzono mu stanowisko doradcy technicznego przy budowie Królewskiej Odlewni Żelaza w Gliwicach). Nie byłam tego świadoma lub po prostu nie interesowałam się historią lokalną, dziedzictwem kulturowym i moimi korzeniami, nie dostrzegałam tych wartości. Fascynujące jest to, że teraz mogę łączyć te światy w wieloraki sposób, przypatrując się tożsamościom i życiu przodków i przodkiń niegdyś zamieszkujących te tereny. Dziś na Górnym Śląsku nie ma granicy, chyba że ta czesko-polska, ale można odkryć jej ślady, takie jak na przykład domy uchodźcze, które stały na poplebiscytowej granicy z 1922 roku, lub słynna radiostacja gliwicka, zbudowana w latach 30. XX wieku w mieście granicznym, wykorzystywana przede wszystkim do celów propagandowych. Jak widać, teren pogranicza może zaskakiwać i jest przebogaty. Ta kraina wciąż się przeobraża i nie jest obojętna na aktualne wydarzenia i potrzeby dzisiejszych jej mieszkańców. Przecież wiemy, że dużo ludzi tutaj przyjeżdża z Ukrainy, w samych Gliwicach może przebywać kilka tysięcy uchodźców i uchodźczyń, którzy potencjalnie mogą z nami zostać na dłużej lub będą chcieli zakorzenić się i współtworzyć nową tkankę miejską i kulturową.
Wracając do spraw polsko-niemieckich, po moim powrocie do Polski w 2011 roku taką latarnią rozjaśniającą mi wielokulturowość Śląska był Dom Współpracy-Polsko-Niemieckiej. Wiele lat później niemniej ważna była dla mnie praca dla instytucji miejskiej Domu Pamięci Żydów Górnośląskich w Gliwicach, mieszczący się w dawnym żydowskim domu pogrzebowym, zaprojektowanym przez Maxa Fleichera w 1903 roku. Tam poznałam fascynujący świat żydowski i odkryłam trajektorię kultur: niemieckiej, polskiej i żydowskiej. Dziś mogę przyglądać się i czerpać radość z współtworzenia projektu o prostej nazwie „Muzeum online”. To swoiste archiwum terenów pogranicza: Górnego i Dolnego Śląska, Wielkopolski, Pomorza, Warmii i Mazur, w którym oddajemy głos mniejszościom etnicznym, narodowym i religijnym.
Zaangażowałaś się w pracę nad imponującą Cyfrową Biblioteką Bytomskiej Architektury. To bardzo ciekawe przedsięwzięcie.
Do jego koordynacji zaprosiło mnie Stowarzyszenie Miasto dla Mieszkańców z Bytomia. W Bytomiu istnieje gigantyczne archiwum miejskie, które wcześniej nazywało się Baupolizei (policja budowlana). Przed II wojną światową niemiecka policja była ówczesnym organem nadzoru budowlanego. Zbiory zostały skrupulatnie zgromadzone w teczkach i są do dziś dobrze zachowane. Skrywają mnóstwo tajemnic! Gdy do archiwum wchodzą historycy, kulturoznawcy, tłumacze i zaczynają się przyglądać fotografiom, szkicom i planom, odkrywają nieznane dotychczas historie i ta mozaika zaczyna się układać. Zebrano tam w okresie od początku XIX wieku do połowy XX wieku ponad cztery tysiące obiektów z Bytomia, które obrazują wspaniałą architekturę budynków tego miasta. To dziedzictwo architektoniczne jest przebogate. Chcemy pokazać je uczniom, nauczycielom. Opowiadamy o historii architektury Bytomia, ówczesnych ludzi, którzy tam wcześniej mieszkali i kształtowali to miasto. Ale z drugiej strony chcemy również zwrócić uwagę na praktyczną wartość tych zbiorów. Ze zarchiwizowanych materiałów korzystają też architekci, urbaniści i deweloperzy.
Opowiedz nam proszę także o „Muzeum online”.
Bardzo się ucieszyłam, gdy Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej zaprosił mnie do działań nad stworzeniem wirtualnego miejsca, gdzie będzie można pokazywać ciekawe wystawy historyczne, dzielić się historiami mówionymi, czy zbiorami archiwalnymi, które zostały nam powierzone. Uważam, że ta platforma powinna ŻYĆ w społeczeństwie, nie tylko pokazywać zdjęcia i dostarczać informacje, bo takie działanie jest ulotne – jak szybko zostało przekazane, tak szybko odejdzie w niepamięć. Projekt potrzebował więc otoczki edukacyjnej. Pomysł był taki, żeby stworzyć dwa moduły – pierwszym z nich jest moduł wystawienniczy. Digitalizujemy analogowe wystawy o tematyce związanej z dziedzictwem historycznym i kulturowym mniejszości niemieckiej i innych kultur zamieszkujących niegdyś tereny pogranicza, ale też ekspozycje upowszechniające dwujęzyczność, przygotowane przez DWPN. Digitalizujemy, aby zachować od zapomnienia, a dzięki interpretacji kuratorów i historyków pracujących nad wystawami jesteśmy w stanie zrozumieć i docenić ich wartość i przekaz, wyrobić sobie z czasem też własne zdanie.
W tym module odbyła się wystawa „W poszukiwaniu dziadków…”?
Tak. Jej autorka, Marta Maćkowiak, genealożka i tropicielka przodków i przodkiń z Wrocławia, opowiada w niej, jak krok po kroku można odkrywać swoje korzenie, szukać swojej tożsamości a przy tym odkrywać fascynującą historię lokalną i dziedzictwo kulturowe, które nas otacza. Opisuje to wszystko bardzo przejrzyście i ciekawie na podstawie swojej historii, szczodrze dzieląc się wiedzą i zdjęciami na temat własnych przodków. Opowiada nam o tożsamości indywidualnej i społecznej, wyjaśnia, że jest to trudny i zawiły proces, ale jakże ważny na drodze rozwoju każdego z nas. Niezmiernie ciekawa jest tożsamość społeczna, czyli to, co nas łączy z innymi, czyli na przykład z rodziną, przyjaciółmi, grupą zawodową, społecznością lokalną, grupami religijnymi czy etnicznymi. Dzięki tej wystawie rozkładamy na czynniki pierwsze bardzo pojemne pojęcie tożsamości, co jest bezcenne z punktu widzenia całego projektu „Muzeum online”. A kolejne wystawy, takie jak „Dziadek z Wehrmachtu. Doświadczenia zapisane w pamięci” czy „Na granicy. Rzecz o czasach, ludziach i miejscach”, są wspaniałymi przykładami, dzięki którym możemy lepiej zrozumieć i poznać perspektywę Innego.
Jaki jest drugi moduł?
Drugi moduł dotyczy edukacji. Związany jest z kontaktem z publicznością poza internetem. Zapraszamy do współpracy nauczycieli, młodzież i różnych edukatorów, którzy chcieliby na bazie tych zdigitalizowanych wystaw z „Muzeum online” przygotować scenariusze lekcyjne oraz inne mikroprojekty i inicjatywy dla szkół lub swojej społeczności lokalnej. Edukacja w tym projekcie polega na eksperymentowaniu, działaniach interdyscyplinarnych, wywoływaniu wspomnień i emocji, tak aby zapadło to w pamięci naszych odbiorców. Chcemy ich pobudzić do krytycznego i twórczego myślenia i działania, a wszystko wokół najbliższej okolicy, tej najmniejszej ojczyzny. W tym roku rozpoczęliśmy współpracę z dwoma społecznościami lokalnymi, a nad całością czuwają lokalni artyści i liderzy społeczni. Pierwsza to Wilcze Gardło, gliwicka dzielnica, a druga to Ligota Łabędzka, niegdyś o niemieckiej nazwie Ellguth.
Wygląda na to, że projekt „Muzeum online” jest bardzo rozwojowy.
To bardzo pojemne miejsce pod kątem technicznym i tematycznym, bo wirtualnie można tam zamieścić dosłownie wszystko, na przykład historie mówione, teksty kuratorskie, piękne archiwalne zdjęcia, mapy, plany miast, różne dokumenty archiwalne, ale też oddolne efekty mikroprojektów. W tym roku nawiązałam współpracę z nauczycielami z różnych szkół. W Górnośląskim Centrum Edukacyjnym w Gliwicach pracuje Dagmara Leś, historyczka, która napisała scenariusz lekcji na podstawie wystawy „Dziadek z Wermachtu. Doświadczenia zapisane w pamięci” autorstwa Magdaleny Lapshin, doktora Marcina Jarząbka i Karoliny Żłobeckiej. Dagmara podzieliła młodzież na grupy tematyczne i w sali komputerowej każdy uczeń mógł w pełnym skupieniu odkryć ekspozycję online i w grupie wypracować zagadnienia związane z wystawą. Zaprosiłam też do współpracy nauczycieli w Opolu z II Liceum Dwujęzycznego, panią Danielę Ploch, nauczycielkę języka niemieckiego, i Jörga Vollbrechta, nauczyciela, który przyjechał z Niemiec do Polski, i wzmacnia kompetencje kulturowe młodzieży. Oni też przygotowali ciekawą lekcję, inspirując się wcześniej wspominaną wystawą. Przygotowując scenariusz, zadali przewrotne, a jednak istotne pytanie – a co działo się z Oma (babcią) w czasach II wojny światowej? Czytając wystawę, przyglądamy się i poznajemy perspektywę męską, dziadka, widzimy, jak pokaleczony człowiek wychodzi z wojny i ile zawiłych tematów i uczuć pojawia się w związku z tożsamością, z pytaniem, kim jest. Nauczyciele postanowili pokazać perspektywę kobiety. Przedstawili plakaty dedykowane Niemkom, których głównym zadaniem było rodzić dzieci i zajmować się domem, a wszystko w imię III Rzeszy. Omawiając te propagandowe materiały, młodzież poznaje mechanizmy i język propagandy oraz manipulacji ludźmi w czasach wojny.
To bardzo trudna lekcja.
Musi być cały czas pod dobrą opieką merytoryczną prowadzących. Młodzież pracuje na archiwalnych, oryginalnych materiałach propagandowych promujących te wartości, które my dzisiaj potępiamy i chcemy zwalczać. Chodzi o to, żeby zrozumieć, dlaczego tak się działo, wyciągnąć wnioski, rozpocząć proces krytycznego myślenia. Celem jest zrozumienie mechanizmów, które za tym stoją i uniknięcie ich działania w życiu, żeby historia się nie powtarzała. Cieszę się, że powstały dwa tak różne scenariusze lekcyjne na bazie jednej wystawy. Ta ekspozycja była bardzo rozbudowana i emocjonalnie wydaje mi się niełatwa dla tych, którzy ją przygotowali. Miałam okazję poznać jej kuratorów, bo musieliśmy na nowo opracować ten materiał, tym razem pod kątem zamieszczenia go na stronie internetowej. Wyobrażam sobie, że ta praca dość mocno angażowała ich emocje w tamtym czasie, czyli w latach 2012–2014.
Czy prowadzone są też jakieś działania artystyczne związane z wystawami w „Muzeum online”?
W ramach działań edukacyjnych zostały przygotowane też dwa inne scenariusze, związane z działaniami twórczymi – na podstawie wystawy „Na granicy. Rzecz o czasach, ludziach i miejscach” autorstwa Dawida Smolorza. Na ekspozycji tej pokazujemy granicę na Górnym Śląsku w 1922 roku po plebiscycie. Wiele osób zamieszkujących Śląsk nawet nie wie, że taka granica tu przebiegała i wyznaczała rytm i jakość życia ówczesnych mieszkańców, mimo że zachowało się dużo rzeczy świadczących o przebiegu dawnej granicy, na przykład kamienie graniczne czy mnóstwo archiwalnych zdjęć.
Co przedstawiają te fotografie?
Na zdjęciach tych widać na przykład kuriozalne sytuacje, gdy granica przebiega pod ziemią albo wzdłuż torów tramwajowych. Kręty przebieg linii granicznej sprawił, że pociągi na krótkich odcinkach musiałyby czasem kilkakrotnie podlegać kontroli celnej. To sytuacja dla nas teraz zupełnie nie do wyobrażenia.
Kogo zaprosiłaś do współpracy przy działaniach twórczych?
Do współpracy zaprosiłam dwoje młodych nauczycieli-edukatorów: Kamila Iwanickiego i Karolinę Dyrdę. Przygotowali oni zajęcia, na których młodzież tworzyła między innymi plakaty plebiscytowe, pracując na zbiorach archiwalnych wydrukowanych z naszej wystawy online. W ten sposób uczniom była przemycana informacja historyczna, a przy okazji mieli oni mnóstwo radości z tworzenia.
Dzięki aktywnościom Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej udaje się budować pomosty nie tylko między narodami, ale też między współczesnością a przeszłością.
Bardzo ciekawym przykładem takiego projektu, w którym można dosłownie połączyć historię z teraźniejszością, był gliwicki spacer historyczny śladami mniejszości. Do współorganizowania zostaliśmy zaproszeni przez Instytut Myśli Polskiej im. Wojciecha Korfantego w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 2022, organizowanych od wielu lat nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Odbył się on wzdłuż miejsc, które zostały ukształtowane przez historię i kulturę różnych mniejszości żyjących w Gliwicach, takich jak: Niemcy, Ślązacy, Polacy, Żydzi, Ormianie, Kresowianie, Romowie. Takie inicjatywy przede wszystkim łączą przerwaną, pokaleczoną tożsamość ludzi terenów pogranicza, jakim był choćby Górny Śląsk. Po 1945 roku część społeczności niemieckiej została stąd wypędzona, musiała wrócić do Niemiec, a na ich miejsce przyjechali ludzie ze Wschodu, Kresowianie, w żaden sposób tutaj niezakorzenieni. Te tożsamości są więc poprzerywane. Nawet jeśli ktoś tutaj żyje wiele lat, to musi się tej historii i kultury na nowo uczyć, poznawać ją, oswajać się z nią i otwierać na nowy proces. Kiedyś usłyszałam od profesora Marka Szczepańskiego, socjologa z Uniwersytetu Śląskiego, takie sformułowanie, że społeczność na Śląsku można zdefiniować w trzech kategoriach: „pnioki, krzoki i ptoki”. „Pnioki” to ludzie zakorzenieni, żyjący tu z dziada pradziada, „krzoki” to ci, którzy przyjechali, na przykład dwie, trzy, cztery dekady temu z innych części Polski i tu się zadomowili, a „ptoki” to tacy, którzy tu kiedyś mieszkali, wyfrunęli, ale wrócili. Ja bym dodała, że jest jeszcze kilka innych miksów tożsamościowych z tych trzech. Komuś, kto nie jest stąd, może to trochę ułatwić zrozumienie specyfiki takich miejsc pogranicza kulturowego.