Przejdź do treści
archiwiści społeczni o sobie

Janusz Siemion

Organizacja: Biblioteka – Centrum Kultury w Szczuczynie

Absolwent archiwistyki w Instytucie Historii Uniwersytetu w Białymstoku. Ukończył Studia Podyplomowe Promocja i Ochrona Dziedzictwa Kulturowego (Instytut Historii Uniwersytetu w Białymstoku) oraz Menadżer Kultury (Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Białymstoku). Dyrektor Biblioteki – Centrum Kultury w Szczuczynie, członek i jeden z założycieli Stowarzyszenia „Nasz Szczuczyn”. Autor i współautor artykułów i książek na temat historii i dziedzictwa kulturowego miasta i gminy Szczuczyn

[Wywiad przeprowadzony w grudniu 2022 roku]


Anna Maryjewska (Centrum Archiwistyki Społecznej): Czy pochodzi Pan ze Szczuczyna?

Janusz Siemion: Jestem rodowitym szczuczynianinem, ale ze Szczuczyna wyjechałem do Supraśla i Białegostoku. Hobbystycznie zajmowałem się tam historią i dziedzictwem kulturowym Puszczy Knyszyńskiej, tamtejszymi mało znanymi śladami przeszłości, świadczącymi o przenikaniu kultur i religii – świętymi sosnami. Jedenaście lat temu wróciłem jednak do mojego rodzinnego miasta.

Krótko po powrocie zaczął kierować Pan Biblioteką Miejską, która od tamtej pory przekształciła się w coś więcej – lokalne centrum kultury. Czy to dzięki Pańskim działaniom?

Pisząc swoją koncepcję działalności i rozwoju szczuczyńskiej biblioteki, puściłem wodze fantazji, a gdy zostałem kierownikiem Biblioteki Miejskiej w Szczuczynie, zrobiłem „straszną” rzecz.

Aż boję się usłyszeć!

Zacząłem wchodzić w kompetencje Miejskiego Domu Kultury. W tym czasie dyrektorem Książnicy Podlaskiej był cudowny człowiek, pan Jan Leończuk. Miałem przyjemność poznać go, gdy jeszcze pracowałem w Supraślu. Nazywał on bibliotekarzy, a szczególnie bibliotekarki „podawaczkami książek”. Mówił tak: „Podawaczki książek, nie zasiedźcie się, wy musicie robić wszystko”. I tak zacząłem robić to „wszystko”.

Patrząc z perspektywy lat, miałem – co było i jest dla mnie bardzo ważne – poparcie lokalnych władz oraz biblioteki wojewódzkiej, której wspomniany już, ceniony przeze mnie dyrektor, po dwóch, a może trzech latach mej pracy zwrócił mi uwagę, mówiąc:

„I co ty najlepszego w tej swojej bibliotece wyrabiasz? Donoszą mi ze wszystkich stron!” – groził mi palcem. Działo się to, jak dobrze pamiętam, na podsumowaniu jednego z wielu szkoleń w ramach II rundy Programu Rozwoju Bibliotek, do którego przystąpiła zarządzana przeze mnie biblioteka. Skóra na mnie ścierpła. Ale on podszedł do mnie, poklepał po ramieniu i powiedział: „Ty takie rzeczy robisz… I Ty rób to. Ty robisz to, co powinno się w bibliotece robić”. Czyli wszystko. Bo przecież w obecnej rzeczywistości biblioteki to nie tylko książki, lecz instytucje kultury szeroko otwarte na potrzeby społeczeństwa.

Czy to znaczy, że od razu zaczął Pan działać również w obszarze archiwistyki społecznej?

Można to tak nazwać. Pierwsze wystawy, które zaczęliśmy robić w bibliotece, wisiały przypięte spinaczami do bielizny na żyłkach przyczepionych pinezkami do regałów. Nasza biblioteka mieściła się wtedy na powierzchni 120 metrów kwadratowych, bez miejsca na większe spotkania i wystawy oraz zaplecza socjalnego czy magazynowego. Pracowały w niej trzy osoby, w tym jedna w fili bibliotecznej o powierzchni 30 metrów kwadratowych z podobnymi ograniczeniami.

Czego dotyczyła pierwsza wystawa?

Były to fotografie z badań archeologicznych prowadzonych w kryptach szczuczyńskiego kościoła. Uświadomiłem sobie wówczas bardzo dobitnie, jak bogaty historycznie jest Szczuczyn, i że jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiemy. W bibliotece nie tylko pokazaliśmy zdjęcia, ale też zorganizowaliśmy konferencję na temat tych badań. I jak na spotkania autorskie z lokalnymi poetami gromadziły w naszym małym pomieszczeniu średnio 5–6 osób, tak na spotkanie dotyczące krypt, zorganizowane w świetlicy OSP, przyszła prawie setka ludzi. Mieszkańcy zainteresowali się tym tematem, oglądali wystawę z wielkim zaciekawieniem. Zrozumiałem wtedy, że to jest ten kierunek, w którym, między innymi, warto podążać. Dowiedziałem się o Cyfrowych Archiwach Tradycji Lokalnej, napisałem wniosek i pojechaliśmy na szkolenie.

Dlaczego krypty okazały się tak ciekawym tematem dla mieszkańców Szczuczyna?

Krypty szczuczyńskie są ewenementem na skalę światową. Panujący w nich mikroklimat spowodował nie zeszkieletowanie ciał, ale mumifikację. Wpłynęło to na to, że zachowały się praktycznie kompletne szaty grzebalne – jedwabne, bawełniane, lniane, czepki, obuwie, a także duża część dewocjonaliów. Takich stanowisk badawczych jest w Polsce tylko kilka.

Kto dokonał tego odkrycia?

W 2011 roku szczuczyńskimi kryptami zainteresowała się pochodząca z naszego regionu Sylwia Wojsław, która w tamtym czasie studiowała archeologię w Toruniu i szukała tematu do swojej pracy magisterskiej. Wtedy zaciekawiły się tym tematem również pracownicy naukowi Instytutu Archeologii w Toruniu, pani profesor Anna Drążkowska i pani profesor Małgorzata Grupa. I tak badania w kryptach trwają już ponad dziesięć lat. Zacząłem się tym mocno interesować, bo poczułem się strażnikiem naszego miejscowego dziedzictwa.

Czy w podziemiach kościoła pochowana jest rodzina Szczuków?

Też. W krypcie głównej zachodniej kościoła pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny w  Szczuczynie spoczywa założyciel i właściciel naszego miasta, Antoni Stanisław Szczuka herbu Grabie, osobisty sekretarz i przyjaciel króla Jana III Sobieskiego, doradca kolejnych królów polskich, podkanclerzy litewski, jedna z najwybitniejszych postaci ówczesnej Rzeczypospolitej. W krypcie pochowana została również czwórka jego dzieci. Antoni Stanisław zmarł dość młodo, bo w wieku 54 lat. Można się tylko zastanawiać, co by się stało ze Szczuczynem, a co z Białymstokiem, gdyby Szczuka – człowiek który wyprzedził swoją epokę, żył dłużej…

To ciekawe spojrzenie na historię Szczuczyna. A co by było, gdyby nie spotkał Pan na swojej drodze ofiarodawców materiałów do szczuczyńskiego CATL-u?

To niezwykła historia! Przed założeniem w naszej bibliotece archiwum, poznałem niesamowitego człowieka, pana Mariana Mikołaja Jonkajtysa, sybiraka, nauczyciela, harcerza. Zanim zaczęliśmy się zaprzyjaźniać, w moje ręce trafiły przypadkowo dwa zdjęcia przekazane przez prezesa straży pożarnej, które pan Marian miał ze sobą na Syberii. Kilka lat wcześniej pan Marian przekazał je prezesowi, gdyż były to zdjęcia z 1933 roku, kiedy to szczuczyńska straż obchodziła swoje 50-lecie. W naszym Muzeum Pożarnictwa mogłyby się zniszczyć, bo mieści się ono w starej remizie, nieogrzewanym i nieodpowiednio wietrzonym budynku. Dlatego prezes trzymał je w domu. Od momentu, gdy przekazał nam je do biblioteki, zacząłem się interesować panem Marianem. Gdy się z nim spotkałem, okazało się, że jest on encyklopedią wiedzy na temat naszego miasta. Po przejściu na emeryturę pan Marian wrócił z Bielska Podlaskiego do Szczuczyna i zaczął zbierać materiały archiwalne na temat swej rodziny, ale też miasta i regionu. To on namówił mnie do założenia CATL-u. Bo gdy ja zastanawiałem się, czy złożyć wniosek – skąd wezmę materiały do archiwum? – on zaprosił mnie do swego domu i pokazał, co zgromadził. Zobaczyłem dziesiątki kopert wypełnionych zdjęciami i dokumentami. Wszystkie materiały były opisane i poukładane. Ale nie były zdigitalizowane. Pan Marian powiedział: „Jeśli chcesz, to bierz i zamieszczaj”. Marian Jonkajtys pokazał i udostępnił bibliotece całe zgromadzone przez siebie bogactwo archiwalne związane ze Szczuczynem. Dużo mnie nauczył.

Wygląda na to, że Panowie spadli sobie nawzajem z nieba.

Ale pan Marian zamieszał w moim życiu jeszcze bardziej. Był już wtedy bardzo chory i leczył się w Białymstoku. Ja też tam jeździłem, podróżowaliśmy więc razem autem, a czasem autobusem. Na przystanku autobusowym zobaczyłem pękną kobietę. „Maniuś, ale fajna dziewczyna” – powiedziałem do niego, a on do mnie: „Słuchaj, ja, żebym miał twoje lata, tobym się nawet pięciu minut nie zastanawiał” i pchnął mnie lekko w jej stronę. Dzisiaj to moja żona. Razem z nią, jeszcze jako narzeczeni, byliśmy na szkoleniu zorganizowanym w Warszawie przez Fundację Ośrodka Karta. I to razem z nią zacząłem zakładać Cyfrowe Archiwum Tradycji Lokalnej w Szczuczynie.

Zaczęło się od dwóch strażackich fotografii. A ile zdjęć jest w archiwum teraz, po blisko 10 latach jego funkcjonowania?

W tej chwili na naszym portalu jest zamieszczonych ponad 300 opisów, ale w zbiorach mamy blisko 6 tysięcy archiwaliów – zdjęć, dokumentów, pamiątek, relacji świadków historii. Nasze archiwum to nie tylko zbiory elektroniczne. To również kilka lokali w naszym mieście, którymi się opiekujemy i w których eksponujemy zgromadzone przez nas archiwalia i relikty. Od kilku lat instytucja, którą zarządzam, opiekuje się Muzeum Pożarnictwa, gdzie założyliśmy małą salę lokalnego folkloru i tradycji. Zbieramy w niej między innymi dawne przedmioty codziennego użytku. Praktycznie co miesiąc ktoś coś nam tam przynosi. Mamy też w Szczuczynie Centrum Muzealno-Warsztatowe w klasztorze popijarskim. Są tam cztery duże sale wystawowe, którymi się opiekujemy i które wyposażamy od kilku lat. Powstaje w nich kolekcja muzealna świadcząca o bogactwie historycznym naszego miasta i regionu, w tym o nieprzeciętnych dziejach szczuczyńskiego kompleksu klasztorno–kościelnego, który, moim zdaniem, bezdyskusyjnie pretenduje do miana perły baroku w Polsce.

Kiedy biblioteka przeniosła się do nowej siedziby?

Od 2015 roku mamy do dyspozycji budynek o powierzchni ponad 1500 metrów kwadratowych. Znalazło się w nim miejsce między innymi na profesjonalnie wyposażoną Regionalną Izbę Historii i Tradycji i potężny hall wystawienniczy. W tych wszystkich lokalizacjach, o których wspomniałem, prezentowane są nasze zbiory. Materiały, które trafiają do naszych rąk, wpisywane są, dodatkowo w celu ich zabezpieczenia, do inwentarza Instytucji. Chyba że osoba przekazująca zastrzega sobie inaczej.

Ile osób zajmuje się tak rozbudowanym archiwum społecznym?

W tej chwili większość obowiązków spada na mnie. Pomaga mi pan Andrzej Szabelski, starszy instruktor BCK, który niebawem przejdzie na emeryturę. Żona ma teraz więcej obowiązków w swojej pracy, więc nie może już przeznaczyć na archiwum tyle czasu, co wcześniej, gdy przez kilka lat, oczywiście jako wolontariuszka, zajmowała się CATL-em. Ale też nam pomaga. Nie zrobiłbym tak wiele, gdyby nie cała moja załoga, która angażuje się mocno w te działania.

Myślałam, że szczuczyńskim archiwum społecznym zajmuje się jakiś duży zespół! Tyle obowiązków na raz?

To jest nasza bolączka i na pewno przydałaby się osoba w instytucji, która tylko tym by się zajmowała. Moim marzeniem jest, by te sześć tysięcy materiałów było udostępnionych dla wszystkich. Ale niestety fizycznie nie damy rady tego zrobić. Tym bardziej, że cały czas dochodzą nowe obowiązki. Sam proces wprowadzania archiwaliów do systemu zajmuje trochę czasu. Na pewno jest teraz dużo szybciej, niż wtedy, gdy zaczynaliśmy. Ale to, że nie wszystkie materiały są udostępnione w archiwum, nie znaczy, że nie są upublicznione. Mówiłem już o naszych pierwszych wystawach w starym lokalu. Organizujemy je również w przestrzeni miejskiej.

Jakie na przykład?

Dziesięć lat temu z okazji jubileuszu naszej straży pożarnej, założonej w 1882 roku, biblioteka zorganizowała wystawę na temat jej historii. Prezentowane na niej zdjęcia zrobiłem między innymi w Muzeum Pożarnictwa moją komórką. Wydrukowaliśmy je i powiesiliśmy w koszulkach plastikowych na żyłkach w namiocie ekspresowym. Dzisiaj wystawy wyglądają inaczej. Na ekspozycji znalazło się kilkadziesiąt zdjęć, także takich, które zgromadziliśmy wcześniej. Ludzie oglądali je z wielkim zainteresowaniem. Dyskutowali, spierali się, kogo widzą i rozpoznają na fotografiach. „Ale ja mam w domu takie samo zdjęcie, tylko prawdziwe” – słyszałem. A przecież osobom takim jak ja nie trzeba dwa razy powtarzać, że ma się w domu stare fotografie! Zaczęły do nas spływać kolejne materiały.

Czy zbieraliście już wtedy historie mówione?

Nie mieliśmy jeszcze czym nagrywać relacji. Podczas przyjmowania archiwaliów lub ich wystaw nasza koleżanka – wolontariuszka Renata Markiewicz – notowała wspomnienia i uwagi ofiarodawców i zwiedzających ołówkiem w swoim kajeciku.

Jeśli chodzi o wystawy w przestrzeni miejskiej, to myślę, że są one jednym z najlepszych sposobów dotarcia do potencjalnych ofiarodawców. Również dziesięć lat temu, w czasie obchodów 320-lecie nadania Szczuczynowi praw miejskich przez króla Jana III Sobieskiego, wyszliśmy z ekspozycją skanów i kopii, zgromadzonych w naszym archiwum zdjęć oraz dokumentów na temat historii miasta i ludzi w nim żyjących, prezentując je, jak wcześniej, w namiocie ekspresowym, na żyłkach. I tym razem szczuczynianie reagowali na wystawę z ożywieniem. Do namiotu przyszedł też nasz burmistrz z przewodniczącym rady miejskiej oraz gośćmi z sąsiednich miasteczek. Przyglądali się ludziom, jak się przekomarzali, i ich też wystawa zaczęła wciągać. Burmistrz powiedział mi wtedy, żebym to wszystko pozbierał i spisał, a on to wyda. Renata Markiewicz mi w tym pomogła i w niespełna pół roku napisaliśmy i wydaliśmy „Dzieje miasta i gminy Szczuczyn”. W publikacji jest dużo zdjęć, a większość pochodzi z naszego CATL-u. Ponad 1500 egzemplarzy rozeszło się bardzo szybko. Wtedy mieszkańcy naszego miasta i regionu, ale nie tylko, gdyż książka trafiła do wielu ludzi w całej Polsce, zaczęli nam wręcz masowo przynosić i przysyłać materiały.

Czy to wtedy pojawił się pomysł przeprowadzenia projektu „Ciekawostki z przeszłości, wspomnienia i pamiątki naszych dziadków”?

Tak, zaczęliśmy nagrywać relacje. Pytaliśmy o stare zwyczaje, obrzędy, wróżby i teksty piosenek. Znalazło się tego tak dużo, że z moją koleżanką z pracy, bibliotekarką Anną Akus, obecnie Akus-Szklarzewską, napisaliśmy projekt do programu „Równać Szanse” i wydaliśmy następną publikację, również ilustrowaną zdjęciami z naszego CATL-u. Kilka lat później opublikowaliśmy jako Biblioteka – Centrum Kultury w Szczuczynie książkę – album mego autorstwa o naszym zabytkowym kościele, pod tytułem „Kościół pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny – perła baroku polskiego w Szczuczynie”. Znajduje się w niej ponad 200 zdjęć, między innymi z naszego CATL-u. Pracowałem nad tą publikacją ponad trzy lata, korzystając między innymi ze zbiorów archiwów kościelnych i państwowych w Łomży, Białymstoku, Wrocławiu i Warszawie (AGAD). Materiały, które zgromadziłem, wzbogaciły nasze archiwalia lokalne.

Umożliwi to wgląd w dzieje Szczuczyna każdemu mieszkańcowi.

Tak. Dążę do tego, aby instytucja, którą zarządzam, stała się regionalnym centrum wiedzy na temat nieraz trudnej, ale naszej lokalnej historii i tradycji. Żeby osoba, która szuka materiałów na temat historii, niekoniecznie samego Szczuczyna, ale też ziemi wiskiej i ludzi tu mieszkających, przyszła do nas i znalazła tu wszystko: od nadania Szczukom pierwszych ziem przez księcia Janusza I Władysława (oryginalny skan z AGAD-u), przez akt nadania praw miejskich, akt fundacji i lokacji kościoła i kolegium pijarskiego w Szczuczynie, księgi parafialne, kroniki kościelne i szkolne z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku, w tym szkoły żydowskiej, po świadectwa świadczące o działalności i historii miejscowej straży pożarnej, bibliotek, klubów sportowych, rzemieślników, zakładów pracy oraz spuścizn po rodzinach i pojedynczych mieszkańcach naszego regionu. To wszystko jest w naszych zbiorach. Każdy może przyjść z ulicy i obejrzeć to na miejscu. Może też pobrać materiały z naszego portalu lub zadzwonić do nas i my mu je wyślemy.

Co jeszcze można znaleźć w szczuczyńskim archiwum społecznym?

Perłą w naszych zbiorach archiwalnych są oryginały dwóch kronik szkół powszechnych – polskiej i żydowskiej, funkcjonujących w Szczuczynie w okresie międzywojennym. W 2022 roku wydaliśmy je wspólnie z Centrum Archiwistyki Społecznej. W zbiorach zgromadziliśmy też historie, o których mało kto słyszał. Wszystkie relacje świadków historii są zgromadzone na dysku i czekają na zamieszczenie w naszym archiwum. Nagrana została między innymi pani Janina Grochulska, mieszkanka Szczuczyna, która skończyła w tym roku 101 lat, ale w duszy ciągle jest młoda i tak też się czuje. Pamięta wszystko dokładnie, zna wiele historii związanych z naszym kościołem, gdyż jej tata przy nim pracował. Opowiedziała mi bardzo ciekawe szczegóły dotyczące przeprowadzonych tam remontów, między innymi wymiany znajdującej się na fasadzie kościoła drewnianej płomienistej wazy na kamienną. Fakt miał miejsce na początku lat 30. XX wieku. Osoby, które zaciekawiła ta historia, a szczególnie, co robiła drewniana waza na fasadzie murowanego kościoła, odsyłam do lektury publikacji mego autorstwa pod tytułem: „Kościół pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny – perła baroku polskiego w Szczuczynie”.

Szczuczyński kościół jest chyba Pańskim ulubionym miejscowym zabytkiem?

Często mówię o naszym szczuczyńskim kościele, dla niewtajemniczonych i nieznających tematu podam tu krótkie wyjaśnienie. Kościół zaprojektował Józef Piola, włoski architekt, który pracował na dworze króla Jana III Sobieskiego. Barokową świątynię wzniesiono w latach 1701–1709, a inskrypcja w kościele i tradycja lokalna oraz wzmianki w źródłach i różnych opracowaniach wskazują, że wzniesiono go na pamiątkę Wiktorii Wiedeńskiej. Założyciel Szczuczyna Antoni Stanisław Szczuka był razem z królem Janem pod Wiedniem, jako jego osobisty sekretarz i doradca. Gdy Szczuka fundował i lokował w Szczuczynie kolegium pijarskie i kościół, król dołożył się do tego dzieła, wskazując że będzie to wotum Wiktorii Wiedeńskiej.

Czy żyją jeszcze w Szczuczynie mieszkańcy o nazwisku Szczuka?

Nie. Szukaliśmy Szczuków przez długie lata. Linia męska wymarła na dzieciach Antoniego Stanisława. Zaczęliśmy szukać potomków rodzeństwa założyciela naszego miasta, między innymi jego brata rodzonego, Gracjana. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu akurat wtedy, gdy zajmowaliśmy się tą sprawą, natrafiliśmy na ślady Szczuków w Niemczech. I po pewnym czasie dotarliśmy do Ralfa Szczuki, który odwiedził nas w Szczuczynie. Pierwsze odczucie było dziwne. Niemiec potomkiem naszych Szczuków? Przyjechał pan Ralf i zaczął wyjmować teczki, które świadczyły o jego ogromnym dziedzictwie. Wyłożył dokumenty, wskazał nam, że jest potomkiem Gracjana, a na dodatek bardzo miłym, życzliwym i sympatycznym człowiekiem. Mamy z nim stały kontakt. Według naszej wiedzy na dzień dzisiejszy jest to jedyny potomek gałęzi Szczuków związanej z naszym miastem.

Fot. Andrzej Konopka (Centrum Archiwistyki Społecznej)

archiwiści społeczni o sobie