Bogumiła Nowacka, Paweł Brylski
Organizacja: Fundacja na rzecz Wielkich Historii
Paweł Brylski – autor tekstów i twórca wystaw. Wywodzi się ze środowiska edukacji artystycznej, wcześniej związany z najważniejszymi instytucjami kultury i sztuki. Członek ZAiKS. Bogumiła Nowacka – absolwentka historii sztuki, opiekunka Digipunktu i artystka multimedialna. Jej główne zainteresowania w obszarze archiwistyki skupiają się na poetyce materiałów archiwalnych i metafizyce procesu digitalizacji. Członkini platformy Shape oraz współtwórczyni duetu audiowizualnego WIDT. Digipunkt – miejsce, w którym mieszkańcy miasta stołecznego Warszawa mogą bezpłatnie skorzystać z usługi skopiowania materiałów analogowych w formie odbitek fotograficznych, negatywów, kaset wideo i wielu innych na pliki cyfrowe, które zgrywane są na dysk lub przesyłane na podany adres e-mail. Więcej informacji na stronie: www.digipunkt.pl.
[Wywiad przeprowadzony we wrześniu 2023 roku]
Marta Michalska: Gdzie jesteśmy?
Bogumiła Nowacka: Murowanka to szkoła zbudowana w 1903 roku – składkę zorganizowali rodzice, których dzieci nie miały się gdzie uczyć. Była to pierwsza szkoła murowana w okolicy, która dziś nazywa się dzielnicą Wawer. Dzieci było coraz więcej i lekcje odbywały się w różnych miejscach, w końcu powstała też druga szkoła, przy ul. Minerskiej.
Następnie budynek pozostawał pusty, aż wreszcie w 2019 roku stał się siedzibą Fundacji na rzecz Wielkich Historii, dzięki Maciejowi Piwowarczukowi, prezesowi Fundacji.
Z okazji Nocy Muzeów w 2022 i 2023 roku zrobiliśmy rekonstrukcję klasy, a właściwie próbę rekonstrukcji, gdyż nie mieliśmy wówczas ani jednej dawnej fotografii z wnętrza tego miejsca. Stąd w ogóle pomysł, by zacząć zbierać zdjęcia od mieszkańców i mieszkanek, gromadzić wszelkie informacje dotyczące szkoły Murowanki. Obecnie mamy w zbiorach cyfrowych kilka zdjęć klasowych przed budynkiem dawnej szkoły. Otrzymaliśmy również ławkę szkolną z początku XX wieku, oczywiście ona nie jest stąd, ale oddaje szkolny klimat. Dostaliśmy też mnóstwo kronik szkolnych. W 2020 roku Paweł objął kuratelą wystawę „Powrót do szkoły” i towarzyszącą jej książeczkę – właśnie o szkole, o Murowance.
Mamy też zarośnięte podwórze, które bardzo chcielibyśmy zagospodarować na ogród społeczny dla mieszkańców i mieszkanek. Zobacz: tu rośnie chmiel, a tu zasiałam malwy. Może będą na przyszły rok.
Wróćmy do środka. W tym pokoju jest Wasz Digipunkt?
Bogumiła: Tak, tutaj przychodzą osoby, skanujemy fotografie, odbitki, taśmy magnetyczne, winyle, tworzyliśmy również kopie cyfrowe winyli ebonitowych. Digipunkt również digitalizuje materiały komercyjnie – według standardów z Katalogu Dobrych Praktyk opracowanych przez zespół ekspertów z Narodowego Instytutu Muzeów (dawniej: NIMOZ). Na tych kasetkach rozłożonych na biurku są wywiady z powstańcami i powstankami, które digitalizujemy w ramach programu ministerialnego Kultura Cyfrowa.
Ludzie przynoszą czasem całe albumy i dołączają notatki – dopiski, co, kto i gdzie.
Dla osób, które posiadają Kartę Warszawiaka, świadczymy wszystkie nasze standardowe usługi bezpłatnie. Usługi dla mieszkańców i mieszkanek Warszawy są współfinansowane przez Miasto Stołeczne Warszawa oraz Dzielnicę Wawer.
Wasz ostatni projekt, czyli „Dopisek na odwrocie. Wystawa archiwów wawerskiej społeczności”, miał swoją premierę 2 września. Wystawę oglądać możemy do 24 września na Plaży Romantycznej w Warszawie. Opowiedzcie, jak zrodził się pomysł na to działanie.
Bogumiła: Chcieliśmy wyjść do mieszkańców i mieszkanek. W Fundacji pracuję od dwóch lat i muszę powiedzieć, że miejsce, w którym się właśnie znajdujemy, przy ul. Płowieckiej na Wawrze, wcale nie było dobrze znane. Jesteśmy obecni w internecie, ludzie wiedzą o nas, do Digipunktu przyjeżdżają osoby z całej Warszawy, ale mam wrażenie, że z samego Wawra mniej. Z tego też powodu nie chcieliśmy robić wystawy w budynku, ale właśnie w plenerze, w przestrzeni dzielnicy, i zaprosić mieszkanki i mieszkańców do Murowanki poprzez wydarzenia towarzyszące wystawie.
Następnym wyzwaniem było wybranie odpowiednich zdjęć z naszej całkiem pokaźnej kolekcji. Kiedy przeglądam zdjęcia, zwracam często uwagę na… nie wiem, jak to powiedzieć… taką poetykę codzienności?
Nie szukam zdjęć, które dystansują mnie od przeszłości. Raczej analizuję, które z nich wywołują we mnie jakieś uczucia ciepła. Taką ciepłą kulkę w środku. W naszych materiałach znalazłam tego bardzo dużo. Wcześniej opracowywałam zbiory cyfrowe prezentujące sztukę współczesną, tam była zupełnie inna poetyka. Teraz odkrywam nowy świat.
Chyba wiem, co masz na myśli. Przeglądam czasem setki archiwalnych zdjęć, na których są setki obcych twarzy. Oglądam je na chłodno – są źródłem historycznym. Nagle jednak uświadamiam sobie, że ludzie na tych zdjęciach mieli swoje imiona, byli w jakichś relacjach, coś robili w życiu – ciepła kulka nie brzmi może jak naukowa kategoria do badania archiwalnej fotografii, ale nie mogę zaprzeczyć, że stare zdjęcia nie uruchamiają mojej wyobraźni i potrzebna jest mi jakaś metafora do opisania tego procesu.
Paweł: Uważam, że historia tak zwana podręcznikowa uczy nas fałszywych narzędzi. Większość tych ciepłych kulek nie mieści się w wielkiej historii opisywanej przez wielkich narratorów. Jeżeli tak zwana historia jest przedstawiana jako dzieje władzy, przemocy czy eksploatacji, najczęściej niczego w niej o nas nie ma.
Z codziennymi historiami ludzi, którzy są podobni do nas, łatwiej nawiązać jakąś relację emocjonalną, ale jednocześnie są one na dalszym planie wielkiej historii.
I rozumiem, że Wasza wystawa może pomóc współczesnym ludziom nawiązać bliższą relację z przeszłością. Oglądamy na niej archiwalne zdjęcia pochodzące z rodzinnych kolekcji. Jak zatem wyglądała współpraca z osobami, które przekazały swoje zdjęcia na wystawę?
Bogumiła: Chciałam, żeby zdjęcia miały swój kontekst, więc potrzebowaliśmy opowieści darczyńców i darczynek o tym, co jest na fotografiach, ale też ogólnie o ich przeszłości. Na wernisażu można było zaobserwować, jak osoby rozpoznają na zdjęciach swoich znajomych czy nauczycieli i nauczycielki ze szkolnych lat.
Mamy więc wybrane zdjęcia – Paweł, co zrobiłeś z nimi dalej?
Paweł: Moje zadanie polegało na stworzeniu pewnej ramy, wskazaniu kierunków patrzenia. Wystawa jest jak palec wskazujący, pomaga zmienić wyobrażenie o materiale archiwalnym.
Wielka historia gromadzona w wielkich archiwach może nas onieśmielać – to wojna, pogrzeb jakiegoś wodza, wielkie kataklizmy. W naszych prywatnych archiwach tych rzeczy nie ma. Czy zatem nasze zdjęcie nadaje się do złożenia w archiwum, skoro tu cieszymy się z nowego samochodu marki Wartburg a tu z tego, że jedziemy do Bułgarii na pierwsze wczasy? Nasza odpowiedź brzmi: tak.
Zależy mi na pokazaniu, że nasze doświadczenia nie muszą być wielkie i spektakularne, by o nich mówić na wystawie.
W trakcie pracy nad „Dopiskiem” jeździłem na Plażę Romantyczną, obserwowałem spacerujące tam osoby i próbowałem wyobrazić je sobie w sytuacji zwiedzania. Utwierdzałem się w przekonaniu, że wystawa musi nieść treści emocjonalnie uniwersalne – odwołujące się do ogólnoludzkich, elementarnych doświadczeń. Bez onieśmielającej narracji. Wtedy olśniło mnie, że prostota „dopisku na odwrocie” zdjęcia wyraża więcej, niż wielka opowieść.
Czyli to nie jest tylko wystawa dla osób znających dzielnicę Wawer? Dlaczego ktoś spoza Warszawy miałby się nią w ogóle zainteresować?
Paweł: Wyobraź sobie, że jesteś na wakacjach, w miejscu, którego nie znałaś do tej pory, na przykład w Portugalii. Spacerujesz po przedmieściach jakiegoś miasta i trafiasz na lokalny festyn, gdzie jest jakaś wystawa. Jak dużo musisz się dowiedzieć, żeby dobrze się tam poczuć, jeżeli nie należysz do wspólnoty lokalnej? Jakimi narzędziami może się posługiwać wystawa, żeby nie tyle być kurtyną wiedzy, co lustrem, w którym przejrzysz się swoimi emocjami i doświadczeniem?
W prostocie naszej wystawy chciałem nie zakłócać dotarcia do postaci na zdjęciach nadmierną ilością informacji historycznych. Masz zdjęcia z wakacji, pod domem, z pierwszego dnia w szkole, z przeprowadzki do nowego miejsca – wszyscy znamy te doświadczenia, niezależnie od tego, czy dorastasz w Wawrze, na Nikiszowcu czy w miasteczku w Portugalii.
Dlatego tak bardzo podoba mi się tytuł Waszej wystawy – dopisek na odwrocie, zaglądanie na drugą stronę zdjęcia, ale też pod podszewkę historii codziennej, świetnie oddziałuje na wyobraźnię.
Bogumiła: Nawiasem mówiąc wystawa jest tłumaczona na angielski – na wypadek, gdyby ktoś jednak przyjechał z Portugalii! (śmiech)
Jak wygląda program towarzyszący wystawy?
Bogumiła: Do końca października potrwa seria warsztatów w szkołach podstawowych i one są super! To właśnie takie ćwiczenie z dopisku na odwrocie. Dzieci interpretują zdjęcia i zastanawiają się, co można by dopisać na rewersie. Przy okazji uczą się, czym są metadane, czyli dane, które dostarczają nam informacji o innych danych, jak np. kto jest widoczny na fotografii.
W najbliższą sobotę, 9 września, będą warsztaty z cyjanotypii, czyli techniki fotograficznej pozwalającej wywoływać zdjęcia światłem słonecznym. Pójdziemy do naszego ogrodu, wykorzystamy rośliny, które tam rosną.
Będzie też spotkanie z panem Antonim, który nauczy nas pracy z taśmą filmową 8 mm. W Digipunkcie chodzi o przetwarzanie materiałów na kopie cyfrowe, ale przy okazji wystawy chciałam zaproponować jak najwięcej pracy z oryginałami.
Czy używacie między sobą określenia archiwistyka społeczna?
Paweł: Na wystawie piszemy: „Archiwa społeczne są dopiskiem na odwrocie historii, opowiadają świat, na który zwykle nie było miejsca w podręcznikach. Wojny, zbrodnie, katastrofy, wynalazki czy tak zwane odkrycia geograficzne to tylko część dziejów związana z dominacją i podbojem. Z drugiej strony są historie dotychczas opowiadane jedynie prywatnie. Archiwistyka społeczna to światowy ruch, który wyzwala alternatywny widok przeszłości, w którym jest wreszcie miejsce dla niewidocznych osób i pomijanych tematów, czasem dla zwykłych, codziennych spraw takich jak miłość i troska”.
Bogumiła: A podtytuł wystawy to „archiwum wawerskiej społeczności”.
Mnie się podoba to pojęcie, jest miękkie i dobrze się kojarzy, ale osobiście nie czuję się archiwistką społeczną. Dopiero teraz, przy okazji wystawy, czuję, że pracuję ze społecznością; wcześniej archiwistyka kojarzyła mi się tradycyjnie, jako opracowanie materiału źródłowego. Ten materiał najbardziej mnie fascynuje, cały proces digitalizacji, który obarczony jest przecież bardzo ścisłymi standardami.
Wcześniej w ogóle o tym myślałam, ale teraz przy opracowywaniu wespół z klientami Digipunktu materiałów archiwalnych na naszą wystawę poczułam, że archiwistyka społeczna jest mi coraz bliższa. Pokazuje przecież ten ludzki aspekt, emocjonalny, historii opowiadanej, sensorycznej – ciągle szukam właściwego określenia.
Rozumiem Twoje rozterki – od tylu lat zajmuję się historią społeczną, że sama już nie wiem, czym ona jest. Wiem, czym nie jest – nie jest o polityce (ale z drugiej strony przecież wszystko jest polityczne); nie jest o militariach (ale z drugiej strony codzienność wojny jest tematem społecznym). Czuję, że te wielokrotne tożsamości można by mnożyć. Ale może tak jest ciekawiej?
Bogumiła: Mam też silne poczucie tego, że te wielkie historie są jakby obok nas, są od nas oddzielone. I gdy patrzę na naszą wystawę, widzę ją jako nie coś odrębnego, ale coś co jest zaczynem, to takie początki – początki jakiejś więzi. Na przykład macierzyństwo – ktoś na zdjęciu pozuje z dziećmi. Albo rozpoczynanie biznesu – ktoś sfotografował się przed swoim pierwszym serwisem samochodowym, który dzisiaj jest wielką siecią na całą Polskę. Czuję, że to nie jest od nas oddzielone. Że to jest jak skomplikowana grzybnia ukryta pod podszewką rzeczywistości.
Wracamy do wątku o połączeniach. Grzybnia jest kolejną metaforą, która bardzo mi się podoba, bo wyznaję teorię, że historia ma strukturę chaotyczną, a porządek dziejów jest tak naprawdę porządkiem, jaki nadajemy przeszłości pisząc książki historyczne, które muszą mieć po kolei rozdział pierwszy, drugi i trzeci. Nie wiem, czy zostawiać to w naszej rozmowie…
Paweł: Koniecznie! To nasz dopisek na odwrocie!