Hanna Kopczyńska-Kłos
Organizacja: Fundacja Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich
Z powołania i wykształcenia historyczka i archiwistka, ukończyła Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. W fundacji opiekuje się archiwum, prowadzi projekty genealogiczne, organizuje wydarzenia kulturalne i zdobywa fundusze na przedsięwzięcia.
[Wywiad przeprowadzony w czerwcu 2021 roku]
Anna Maryjewska (Centrum Archiwistyki Społecznej): Kiedy i jak zaangażowała się Pani w pracę dla Fundacji Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich?
Hanna Kopczyńska-Kłos: Fundacja zajmuje się między innymi indeksowaniem ksiąg metrykalnych. Jeśli ktoś interesuje się genealogią swojej rodziny i nie potrafi przebrnąć przez księgi pisane po łacinie, w naszym przypadku również czasem po ormiańsku, w dodatku pisane ręcznie, może skorzystać z przygotowanego przez nas indeksu zamieszczonego w Wirtualnym Archiwum Polskich Ormian. Znajdują się tam nazwiska i inne informacje. Wiele osób może w ten sposób odnaleźć swoich przodków. Indeksujemy księgi metrykalne, które są w naszych zbiorach, ale także te, które pochodzą z innych archiwów – księgi z parafii ormiańskokatolickich na Kresach. W 2014 roku przy okazji robienia takich indeksów zaczęła się moja przygoda z Fundacją Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich. Ale to był tylko początek i później zaczęłam robić coś więcej. Zajęłam się między innymi archiwum fundacji. Staramy się szczegółowo uporządkować wszystkie nasze zbiory. Zamieszczamy je w Zintegrowanym Systemie Informacji Archiwalnej.
Jak reaguje ktoś, kto właśnie odkrył swoje ormiańskie korzenie?
Nagle – zaskoczenie: „moja prababcia była Ormianką! Nie wiedziałem o tym! Szukałem w księgach naszego łacińskiego obrządku, nie mogłem znaleźć, a okazało się, że ślub był w obrządku ormiańskim, był wzięty w Kutach”. Są takie przypadki. Wtedy ludzie drążą dalej, piszą do nas, proszą, żeby coś przesłać, skopiować, bo nie wszystko jeszcze mamy zdigitalizowane.
A czy Pani ma ormiańskie pochodzenie?
Ja jeszcze ich nie odkryłam, ale okazało się, że u mojego męża w dalekiej przeszłości był ormiański przodek. W naszym gronie funkcjonuje żartobliwe powiedzenie, że w końcu każdy dokopie się w swojej genealogii jakichś ormiańskich korzeni.
Skąd pochodzą zbiory w Waszym archiwum?
Są w nim zbiory, które pochodzą z parafii ormiańskokatolickich na Kresach, a po II wojnie światowej trafiły do Polski. W czasach PRL-u były one rozproszone i nieodpowiednio zabezpieczone. W 2006 roku powstała nasza fundacja, która otoczyła je opieką. Staramy się też sami pozyskiwać zbiory. Mamy dary od potomków rodzin ormiańskich. Równolegle prowadzimy bieżące archiwum wszystkich inicjatyw, w których bierzemy udział.
Jakiego rodzaju są to inicjatywy?
Zajmujemy się też działalnością kulturalną: przygotowujemy wystawy, wydajemy publikacje. Bierzemy udział w różnych wystawach i wydarzeniach, na przykład ostatnio w Nocy Muzeów – zorganizowaliśmy spacer ormiańskim szlakiem po starej Warszawie. Pokazywaliśmy, gdzie kiedyś mieszkali Ormianie, opowiadaliśmy, co robili i jakie zabytki po nich pozostały. Z powodu pandemii nie dało się, jak to zrobiliśmy w Nocy Muzeów w 2019 roku, zaprosić gości do środka, żeby zapoznali się z naszymi zbiorami.
Przenieśliście się właśnie do nowej siedziby przy ulicy Świętojerskiej 12. Czy będzie tam miejsce na prezentację Waszych zbiorów?
Przy ul. Zgoda mieściliśmy się w kamienicy, która była bardzo piękna, ale niestety nieremontowana. Nie wytrzymywała ciężaru naszych zbiorów. Teraz jesteśmy blisko Starego i Nowego Miasta, na parterze. Nowa siedziba jest trochę większa od poprzedniej. Jedna jej część będzie przeznaczona na archiwum ze specjalistycznymi rozsuwanymi regałami (wcześniej mieliśmy zwykłe), a druga na spotkania edukacyjne i ekspozycję zbiorów. A jest o czym opowiadać i co pokazywać! Oprócz archiwaliów, fotografii, dokumentów mamy też księgozbiór i kolekcję około czterystu starodruków. Właśnie uzyskaliśmy środki na konserwację szat, jedna z nich jest już gotowa, teraz pora na kolejne. Są to unikatowe rzeczy. Oprócz tego w zbiorach fundacji są obrazy, a także wyposażenie, które trafiło do nas z parafii kresowych, głównie sprzęty kościelne. Mamy też inne muzealia, na przykład ordery i monety, ciekawy zbiór kresowych fotografii kartonikowych. W archiwum są również: dokumenty życia społecznego dotyczące konkretnych rodzin, dokumenty parafialne, księgi metrykalne, oraz spuścizna ostatniego arcybiskupa lwowskiego obrządku ormiańskiego Józefa Teodorowicza, wielkiego polskiego patrioty.
Do 20 czerwca w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej można obejrzeć Waszą konserwatorską wystawę portretów ksień Panien Benedyktynek Ormiańskich ze Lwowa pt. „Kobiety z pastorałami”. Jak powstała?
We Lwowie istniał jedyny zakon ormiańskokatolicki w Polsce. Po wojnie benedyktynki ormiańskie przeniosły się do Wołowa i zabrały ze sobą między innymi portrety swoich ksieni. Wszystkie przełożone były portretowany w taki sam sposób – z pastorałem, który zresztą wypożyczyliśmy na tę wystawę. Nie wiadomo, czy są to obrazy wykonane za życia, czy po śmierci ksień. Portrety te leżały wiele lat na strychu. Siedem z nich jest już zakonserwowanych, cztery jeszcze czekają na konserwację. Wystawa jest szczególnie ciekawa też z tego względu, że pokazujemy kompletną kolekcję. Udało się uratować całość! Siostry przekazały nam te portrety w darze. Obrazy zostały wpisane do rejestru zabytków województwa mazowieckiego.
Co jest najcenniejsze w Waszych zbiorach?
Trudno powiedzieć, bo wszystko jest bardzo cenne. Dwunastowieczny Ewangeliarz ze Skewry przechowujemy w Skarbcu Biblioteki Narodowej. Jest to własność Kościoła ormiańskokatolickiego, czyli znajduje się pod opieką i zarządem naszej fundacji. Wszystko, co mamy, jest tak cenne dlatego, że jest częścią przeszłości, która w jakimś kawałku została ocalona. Jest częścią kresowej ormiańskości, która zachowała się właśnie w tych dokumentach i spuściźnie którą się opiekujemy. Staramy się przechować tego ducha kresowej liturgii ormiańskiej, ducha historii Ormian polskich. Musimy się zajmować przyszłością, ale nie możemy zapomnieć o przeszłości, bo one się ze sobą splatają.
Kto korzysta z archiwum?
Ze zbiorów fundacji korzystają często ludzie badający historię własnej rodziny. Nasze archiwum przydaje się oczywiście wielu historykom, ale korzystają z niego też w ogóle osoby zainteresowane historią. Przed pandemią odwiedzały nas zarówno młodzież szkolna, jak i koła emerytów. Nasza oferta skierowana jest do wszystkich. Teraz także do turystów, którzy zwiedzają Warszawę.
Czy możecie liczyć na wsparcie państwa i miasta?
W fundacji wszyscy działamy społecznie. W sumie zaangażowanych w pracę, w różnym stopniu i zakresie, jest kilkanaście osób. Wszyscy zajmujemy się ochroną zbiorów, ich udostępnianiem i popularyzacją, organizacją wydarzeń (wystaw, spotkań itp.) oraz zdobywaniem funduszy na projekty, które chcemy zrealizować. Na konkretne działania otrzymujemy w konkursach granty, między innymi od Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, marszałka Województwa Mazowieckiego czy Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przy konserwacji szat i obrazów benedyktynek wsparł nas na przykład wojewódzki konserwator zabytków. Miasto Warszawa natomiast użyczyło nam nową siedzibę. Pomogło też wydać naszą sztandarową publikację: książkę „Ormiańska Warszawa”, oraz wsparło między innymi przy projekcie „Ormiańskie Stare Powązki”, w którym wydaliśmy mapę, a w internecie przedstawiliśmy wirtualny cmentarz ze zlokalizowanymi grobami Ormian i ich potomków. Staramy się pozyskać środki z każdego możliwego źródła. Czasami wspierają nas też osoby prywatne.
Czy chcecie zainteresować swoją działalnością także Ormian przyjeżdżających do Polski zza granicy?
Mamy dużo kontaktów zagranicznych. Byli u nas między innymi: Claude Mutafian z Francji, matematyk i historyk, członek Armeńskiej Akademii Nauk, Hrair Hawk Khechetrian, międzynarodowej sławy fotograf z Kanady, który od lat dokumentuje ormiańskie dziedzictwo kulturowe, ambasadorowie Armenii, a także osobistości ze świata Kościoła ormiańskiego, jak arcybiskup Rafael Minasjan. Mamy kontakty wśród studentów ormiańskich, a także Ormian i ich potomków rozsianych po całym świecie. Część tekstu na stronie internetowej jest w języku angielskim i ormiańskim. W przyszłości pewnie będziemy promować naszą ekspozycję również poza Polską. Mamy jednak nadzieję, że już sama nasza nowa lokalizacja sprawi, że jeszcze więcej osób zainteresuje się historią i dziedzictwem Ormian polskich. Najpierw jednak musimy się urządzić.